Nie planowałem tego rozdziału w mojej książce. Gdy ją wymyśliłem, byłem mężem z wieloletnim stażem w związku, który – choć miewał potknięcia – uważałem za dobry. Chciałem opowiedzieć trochę o swoim życiu, napisać o tym, jak budować szczęście w związku i czerpać radość z codzienności. Chciałem, żeby nikt nie musiał cierpieć tak jak ja, gdy moi rodzice nie potrafili być razem. Miałem w głowie piękną, utopijną wizję, w której sam się zatraciłem. Wierzyłem mocno w to, że moje małżeństwo, choć dalekie od ideału, jest trwałe i silne.
POLECAMY
Jednak życie, jak to często bywa, miało inne plany. Nasze potrzeby i wizja naszej relacji coraz bardziej zaczęły się rozchodzić. Rozpad małżeństwa, który nastąpił po niemal 11 latach, zmienił wszystko. Ale nawet wtedy nie przypuszczałem, że będę miał coś do powiedzenia w sprawie depresji. Teraz jednak czuję, że powinienem opowiedzieć o tym doświadczeniu. Nie dlatego, by szukać współczucia, lecz by być szczerym. Może komuś, kto cierpi na depresję albo cierpi i nie może zrozumieć dlaczego, pomoże odkrycie, że nie jest sam w swoich zmaganiach i może sobie pomóc.
Rozstaliśmy się z żoną 28 marca 2024 roku. Nigdy nie zapomnę tej daty, nawet wytatuowałem ją sobie na dłoni. Zawsze tatuowałem ważne dla mnie daty, żeby o nich nie zapomnieć. Możecie się zastanawiać: „Dlaczego? Przecież to nic pozytywnego”. Ale tego dnia umarła część mnie, a reszta rozpadła się na milion kawałków, których nie potrafiłem poskładać. Wiedziałem, że muszę stanąć na nogi, by odnaleźć się w tej nowej, okropnej rzeczywistości. Jednak okazało się to znacznie trudniejsze, niż mogłem przypuszczać...
Zawsze uważałem się za silnego mężczyznę. Może nie wysokiego – raptem 172 centymetry – ale umięśnionego, potężnego. W szczytach „masy” ważyłem 115 kilogramów, a w tamtym czasie 102 kilogramy, z tatuażami i krzywym nosem po walkach MMA. Czułem się jak prawdziwy samiec alfa. A potem zdarzył się armagedon – rozstanie, wyprowadzka, pierwsza samotna noc w nowym mieszkaniu. Nie wiem nawet, kiedy schudłem 10 kilogramów. Nie chciałem jeść, nic nie miało sensu. Myślałem, że moje życie się skończyło.
W dodatku rozpętała się medialna burza, która tylko pogłębiała mój ból. Gdy szedłem do sklepu, widziałem, jak ludzie na mnie patrzą, jak szepczą, choć może tylko to sobie wmawiałem. Wszystko to sprawiało, że miałem ochotę schować się pod łóżko i tam zostać. Myślałem, że jeśli będę sam, to nikt nie będzie mógł mnie zranić. Miałem wrażenie, że to świat jest źródłem mojego cierpienia, że tylko samotność mnie
uratuje. Czy użalałem się nad sobą? Może. Ale zapewniam was, że rada „przestań się nad sobą użalać” to najgorsza rzecz, jaką może usłyszeć osoba rozwałkowana przez życie.
Z gościa, który zawsze był pełen energii, miał plany i marzenia, stałem się cieniem samego siebie. Pracowity, pełen zapału, zawsze do przodu, nagle zatrzymałem się w miejscu. Straciłem pasję, chęć do działania, a pomysły, które mnie napędzały, wydawały się bez sensu. To, co kiedyś przynosiło mi radość i spełnienie, teraz zionęło pustką. To był mój najgorszy czas w życiu. Siedziałem w domu i myślałem o moim małżeństwie. Roztrząsałem te wszystkie wspólnie spędzone lata. Co poszło nie tak? Czy i gdzie popełniłem błędy? Czy poświęcałem za dużo uwagi karierze, a za mało żonie? Stałem się zbyt obojętny na jej potrzeby? Utonąłem w morzu nieokreślonych do końca pretensji do siebie.
Mimo szoku musiałem jednak wywiązywać się z zobowiązań. Akurat w tym czasie zaczynałem swoje pierwsze badania do pracy doktorskiej z zakresu nauk społecznych – psychologii na uczelni. Tematem były stany depresyjne i media społecznościowe, a dokładniej ich wzajemna zależność. Korzystałem z kwestionariusza Becka, czyli jednego z najczęściej stosowanych w psychologii klinicznej narzędzia do oceny poziomu depresji[1]. Składa się on z serii pytań dotyczących różnych objawów, takich jak smutek, poczucie beznadziei, chroniczne zmęczenie, utrata zainteresowania
codziennymi czynnościami czy problemy ze snem. Respondenci oceniają intensywność każdego z tych objawów w skali od 0 do 3, co pozwala na uzyskanie całościowego wyniku, który pomaga wykluczyć depresję albo ocenić jej nasilenie – od lekkiej po ciężką.
Z ciekawości, trochę dla zabawy, zrobiłem sobie test. Wiedziałem, że nie jestem w najświetniejszym momencie swojego życia, ale nigdy nie przypuszczałem, że wynik wskaże depresję. Ponieważ jestem przeciwny samodiagnozie, od razu umówiłem się na wizytę u psychiatry. Byłem przekonany, że albo test nie jest aż taki dobry, albo że źle zinterpretowałem wynik. Psychiatra zadał mi mnóstwo pytań, miałem wrażenie,
że znowu muszę na nowo przeżywać swoje rozstanie, choć tak bardzo chciałem o nim zapomnieć.
„Ma pan depresję”. Poczułem się gorzej niż po najgorszym ciosie w trakcie walki, jakby ktoś wydał na mnie wyrok skazujący na dożywocie. Na początku myślałem, że to żart (psychiatra bynajmniej nie wyglądał na żartownisia), potem nie wiedziałem, jak to przyjąć, a na koniec trochę się wkurzyłem i już chciałem wygarnąć psychiatrze, jak kiedyś podczas pierwszej sesji mojej terapeutce. Uważałem, że jestem zbyt silny psychicznie, by coś takiego mogło mnie dotknąć. Ja, były zawodnik MMA, sportowiec, człowiek, który przeszedł przez trudne dzieciństwo i nigdy się nie złamał… mam mieć depresję? I to z powodu złamanego serca?
Uznałem, że jestem w dupie. Nie było mi łatwo to przełknąć, ale zawsze miałem ogromny szacunek dla nauki i ekspertów w swojej dziedzinie. Pomyślałem, że skoro poszedłem do tego człowieka po pomoc, muszę mu zaufać. Dla własnego dobra.
Prowadząc dość duże konto w mediach społecznościowych, zetknąłem się z depresją wśród ludzi, którzy mnie obserwują, komentują, a czasem piszą prywatne wiadomości. I spotkałem się z naprawdę różnymi postawami, czasem współczującymi, ale czasem lekceważącymi, a nawet stygmatyzującymi ludzi przyznających się do tej choroby.
Niestety, w Polsce wciąż wiele osób uważa depresję za wymysł, być może dlatego, że niektórzy mylnie utożsamiają złe samopoczucie z tą poważną chorobą. Ale depresja to nie zły nastrój!
Depresja to choroba śmiertelna. Codziennie na świecie umiera z jej powodu 3800 osób. W Polsce każdego dnia aż 16 ludzi odbiera sobie życie – to więcej niż w wyniku wypadków drogowych. Szacuje się, że w Polsce na depresję cierpi około 1,2 miliona osób. W 2021 roku ponad 680 tysięcy z nich otrzymało pomoc medyczną. Choć choroba ta dotyka najczęściej osoby między 20. a 40. rokiem życia, to jej ofiarą padają ludzie w różnym wieku, niestety ostatnio słyszy się o coraz młodszych, a nawet dzieciach. Kobiety chorują na nią dwukrotnie częściej niż mężczyźni, ale to oni, w wyniku społecznych norm i dumy, rzadziej szukają pomocy. Oni też częściej odbierają sobie życie. Kobiety częściej podejmują próby samobójcze, mężczyźni robią to skuteczniej[2]. Problem polega na tym, że mężczyźni od najmłodszych lat słyszą: „Chłopaki nie płaczą”, „Nie mazgaj się jak baba”, „Musisz być twardy”. Od dziecka uczono mnie tłumić emocje, a nikt nie pokazał, jak je zrozumieć i w zdrowy sposób rozładować.
Dlatego, mimo że w rzeczywistości nie potrafiłem udźwignąć tego, co się stało, na zewnątrz wydawało się, że wszystko jest super. Założyłem maskę. Znajomi mówili, że świetnie się trzymam. Niektórzy nawet zaczęli stawiać mnie za wzór niezłomnego człowieka, który potrafi poradzić sobie w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Wielu spośród tysięcy ludzi, którzy mnie obserwowali w mediach społecznościowych, pisało do mnie, dziękując za wsparcie, które ode mnie czerpali, będąc w podobnych sytuacjach życiowych. Czułem, że muszę być silny dla innych, że muszę spełnić ich oczekiwania. Być może to dlatego jakoś utrzymywałem się na powierzchni, grając rolę tego, który zawsze daje radę. Wykończyło mnie to psychicznie.
Depresja może dotknąć każdego, niezależnie od siły charakteru, doświadczeń czy zewnętrznych pozorów szczęścia. Czasem pojawia się nagle, pozornie znikąd. Innym razem powstaje powoli jak mgła, jest coraz gęstsza, aż w końcu nie możemy dostrzec nic poza nią. Niektórzy sięgają wtedy po używki – alkohol, narkotyki. Ale to nie jest rozwiązanie. Alkohol i narkotyki mogą dać chwilowe ukojenie, ale tylko po to, by później pogrążyć nas jeszcze bardziej. Substancje psychoaktywne wpływają na równowagę chemiczną mózgu, zaburzając jego funkcje regulujące nastrój. Są to depresanty, które dwukrotnie zwiększają ryzyko rozwoju depresji. W efekcie, zamiast sobie pomóc, jeszcze bardziej pogrążamy się w ciemności[3].
Nie ma jednej przyczyny, która w prosty sposób wyjaśniałaby pochodzenie depresji. Czasem to głęboka rana noszona w sobie od dzieciństwa, którą mógł spowodować na przykład chłód emocjonalny w rodzinie, bolesne słowa, brak akceptacji, miłości. Innym razem to wynik codziennego stresu, presji świata, który wymaga od nas perfekcji, a my, nie wiedząc kiedy, zaczynamy gubić się w tych oczekiwaniach i czuć się przytłoczeni. W moim przypadku początkiem było bolesne rozstanie, ale w trakcie terapii odkryłem też, jak ciężkie walizki – o których już pisałem w pierwszym rozdziale – taszczę ze sobą od dzieciństwa i jak bardzo się myliłem, sądząc, że trudne doświadczenia na mnie nie wpłynęły.
Depresja na zewnątrz objawia się więc – w dużym skrócie – mocno obniżonym nastrojem, mogącym doprowadzić nawet do myśli samobójczych. Czujemy wzmożony smutek, apatię i brak radości z życia. Koncentracja, pamięć i zdolność do podejmowania decyzji są osłabione. Silniej reagujemy na stres i negatywne bodźce.
Mózg w depresji nie przystosowuje się tak łatwo do nowych sytuacji, co sprawia, że trudniej jest nam znaleźć sposoby na radzenie sobie z niespodziewanymi problemami. Grzęźniemy w negatywnych myślach, pesymizmie i zniekształconym obrazie rzeczywistości. Nawet sen, który powinien przynosić ukojenie, staje się wrogiem – bezsenność lub nadmierna senność tylko nasilają objawy choroby[4].
Fragment pochodzi z książki „Niedoskonały” Akopa Szostaka, która niedawno ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora. Książkę można kupić tutaj: https://wydawnictwoagora.pl/niedoskonaly/
[1] Kwestionariusz Becka, znany również jako skala depresji Becka (BDI – Beck Depression Inventory), został opracowany przez amerykańskiego psychiatrę Aarona T. Becka w latach 60. XX wieku.
[2] https://ezdrowie.gov.pl/portal/home/badania-i-dane/zdrowe-dane/raporty/nfz-o-zdrowiu-depresja.
[3] A. Klimkiewicz i in., Współwystępowanie uzależnienia od alkoholu z innymi zaburzeniami psychicznymi. Część I. Epidemiologia podwójnego rozpoznania, „Psychiatria Polska”, 2015, vol. 49.
[4] F. Zierau i in., The Gotland Male Depression Scale: a validity study in patients with alcohol use disorder, „Nordic Journal of Psychiatry” 2002.