Mózg pod napięciem

Mózg i umysł Laboratorium

Kiedyś budziły przerażenie, wydawały się dodatkową karą w chorobie psychicznej. Choć może nie wszyscy to wiedzą, elektrowstrząsy stosowane są do dziś. Na szczęście nie przysparzają cierpienia.

Elektrody na głowie pacjenta, jego twarz wykrzywiona strachem i bólem, trzask, trzask, trzask: kolejne elektrowstrząsy przeszywają unieruchomione skórzanymi pasami ciało... Te sceny z głośnego filmu Miloša Formana „Lot nad kukułczym gniazdem” (1975) bez wątpienia wykreowały powszechne do dziś wyobrażenie o przebiegu terapii elektrowstrząsowej (ang. electroconvulsive therapy, ECT). W klasyku Formana psychiatrzy rażąc prądem, starają się poskromić i ukarać zbuntowanego pacjenta (oscarowa rola Jacka Nicholsona).

POLECAMY

Jako pierwsi prądu podczas terapii użyli w 1938 r. włoscy lekarze Ugo Cerletti i Lucio Bini. Początkowo rzeczywiście graniczyło to z okrucieństwem, wręcz barbarzyństwem. Lekarze nie wiedzieli, jak posługiwać się tą metodą: eksperymentowali z długością elektrowstrząsów, ich intensywnością... Prąd służył często także do „chłostania” pacjentów. Oczywiście, takie postępowanie nie przynosiło pozytywnych efektów. Poddawani elektrowstrząsom doznawali za to złamań kości, deficytów pamięci, czasem podczas zabiegu dochodziło do zatrzymania akcji serca. Nic dziwnego, że ta forma terapii budziła powszechny lęk.

Ostatnia elektroda ratunku
Elektrowstrząsy stosowane są do dziś. Pomagają tam, gdzie zawodzą inne sposoby leczenia. Terapia elektro[-]wstrząsowa jest skuteczna szczególnie w przypadku ciężkiej depresji, w której nie pomaga psychoterapia lub leki psychotropowe; dotyczy to mniej więcej co czwartego pacjenta. Osoby takie często przebywają długą drogę w poszukiwaniu ratunku, zmieniają terapeutów, próbują rozmaitych podejść terapeutycznych, biorą udział w różnych zajęciach, przyjmują kolejne leki zawierające nowe kombinacje substancji aktywnych... Bez skutku. W takich właśnie przypadkach stosuje się terapię elektrowstrząsową.

Podczas zabiegu pacjent znajduje się pod pełną narkozą i jest podłączony do tlenu. Przez elektrody umieszczone na skórze jego głowy przepuszcza się krótkie impulsy elektryczne o napięciu od 70 do 120 V. Prąd wywołuje drgawki podobne do tych podczas napadu padaczkowego – jednakże drgawki doświadczane są tylko w mózgu, ponieważ podany wcześniej środek całkowicie rozluźnia mięśnie. Dlatego terapia nie jest ani bolesna, ani nieprzyjemna. Ryzyko z nią związane nie jest większe niż w przypadku innych zabiegów wykonywanych pod ogólną narkozą.

Dobierając odpowiednio moc prądu i położenie elektrod, uzyskuje się poprawę aż w 70 proc. najcięższych przypadków depresji! Terapia elektrowstrząsowa ma jednak dwie wady. Po pierwsze, w wielu przypadkach po jakimś czasie choroba wraca. Po drugie, u niektórych pacjentów po zastosowaniu elektrowstrząsów występują znaczne luki w pamięci, najczęściej dotyczące okresu tuż przed i tuż po zabiegu. Zazwyczaj ustępują ona po kilku godzinach, najpóźniej w ciągu kilku dni, jednak pacjenci i ich krewni uskarżają się na te skutki ubocz...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI