Często ktoś mnie pyta, czy w orkiestrze potrzebna jest pełna obsada skrzypiec. Może zamiast czternastu pierwszych mogłoby być dwanaście? Na ogół odpowiadam wtedy, że mniej robi wielką różnicę. Czasem jednak po długim wywodzie dotyczącym sytuacji finansowej orkiestry przystaję na wykonanie jakiejś kompozycji w zmniejszonym składzie. Odbieram tę sytuację i decyzję jako sprzeniewierzenie się zasadom. Zdarza
się, że staję okoniem i mam wtedy wrażenie, że traktowany jestem jak ktoś, kto chce być świętszy od papieża; prawie słyszę niezbyt eleganckie posumowanie rozmowy: „ale on upierdliwy!”. Ostatnio usłyszałem: „Wiolonczela gra tylko kilka nut, i to na końcu. Czy na pewno jest niezbędna? Dosłownie dwie nuty, tak mało!”. Te dwie nuty były żartem kompozytora, wisienką na torcie. Powiedziałem więc: „nie”. Efekt? O mały włos w programie zamieniono by ten utwór na inny.
Uproszczenia, ułatwienia… Mamy do nich skłonność i nie zawsze można zasłonić się finansami. W każdym razie chodzi nie tylko o nie. Muzycy kręcą nosem, gdy ko...