W niektórych obszarach zmieniliśmy się na przestrzeni lat niekorzystnie, na szczęście w innych na plus. Pisząc „my” mam na uwadze Polaków (statystyczną średnią). Odchodzące w niebyt klapsy to jeden z przykładów na plus.
POLECAMY
Gdy byłem mały, trudno byłoby znaleźć dziecko, które nie dostało po pupie za jakieś przewinienie: za kleks w zeszycie, rozlaną zupę czy wrzaski. Klaps był pierwszym poważniejszym ostrzeżeniem, że jeśli nie będziesz posłuszny, to przydarzy ci się coś gorszego. Niektórzy tatusiowie sięgali przecież po pas. Traktowano to jako wymierzanie sprawiedliwości, skuteczną metodę wychowawczą. Czego w ten sposób uczyły się dzieci? Na pewno dowiadywały się, co znaczy strach i że silny ma przewagę nad słabszym.
W Białymstoku, gdzie mieszkałem z rodzicami po ucieczce z Grodna, klapsy były czymś tak zwyczajnym jak pocałunek w policzek (zresztą nie tak częsty). Nie byłem bity, ale do dziś pamiętam „klapsy smyczkowe”. Bo ojciec uczył mnie grać na skrzypcach. G...