Jestem tą, która otwiera kryptę

Style życia Otwarty dostęp

Żyjemy nie tylko swoim życiem, ale też życiem tych, którzy byli przed nami. Zamiecione pod dywan samobójstwa i niewyjaśnione śmierci, przemoc i rozpacz, której doświadczyli inni, wychodzą w cielesnych dolegliwościach czy w uporczywym poczuciu, że trzeba wracać do tych samych motywów, symboli. Jako pisarka jestem tą, która otwiera kryptę – mówi Joanna Bator.

DAREK KUŹMA: Pod koniec marca do kin wchodzi ekranizacja Pani książki pt. Ciemno, prawie noc. Była Pani zaangażowana w pracę nad filmem?

JOANNA BATOR: Nie chciałam uczestniczyć w pisaniu scenariusza. Po ukończeniu książki przestaje mnie ona interesować, nie czytam recenzji. Przychodzi moment, kiedy wiem, że to najlepsze, co mogłam zrobić w danym czasie, i koniec, jestem już gdzie indziej. Powracanie do Ciemno, prawie noc po tylu latach było dla mnie artystycznie niemożliwe. Stałam się kimś w rodzaju dobrego ducha scenariusza, który napisali Borys i Magda Lankoszowie. Miałam do nich zaufanie i nie myliłam się, w scenariuszu bohaterowie nie mówią nic, czego nie napisałam.

POLECAMY

Kilkakrotnie byłam na planie filmu, w Wałbrzychu. Zagrałam nawet malutką rolę kociary Kocińskiej. Występuję w dwóch scenach, w jednej z nich wydobywam młodą Alicję z jamy, w której leży prawie zamarz­nięta.

Wyciągnięcie bezwładnej, ważącej 27 kilogramów dziewczynki wcale nie było łatwym zadaniem. Powtarzaliśmy scenę kilka razy. Było to dla mnie ciekawe doświadczenie także z tego względu, że swoje życie zawodowe zaczynałam w teatrze. Zanim poszłam na porządne studia, przez rok byłam w trupie teatralnej, myślałam o szkole aktorskiej.

Na planie filmowym mogła Pani zobaczyć i poczuć na własnej skórze świat, który Pani stworzyła…

Pamiętam pierwszą podróż do Wałbrzycha z ekipą. Ludzie od scenografii próbowali mnie nakłonić, bym w przestrzeni realnej miasta wskazała miejsca, które znalazły się w książce. A one wszystkie są produktem mojej wyobraźni: na przykład dom Alicji z widokiem na Zamek Książ. Stwarzam świat, który jest wynikiem jakichś dziecięcych fantazji, przemieszanych z doros­łą wyobraźnią i szczyptą pamięci. 

W pewnym momencie spodobała im się pewna kamienica, weszliśmy tam, a w środku okazało się, że jest dokładnie jak w książce: ten sam zapach, dźwięk ryczącego telewizora za drzwiami. Miejsca wymyślone mogą być bardzo prawdziwe! Pamiętam też niesamowitą zmysłowość świata filmu, to zimno, o którym pisałam w komfortowych warunkach, a które nagle stało się zimnem realnym, szczypiącym w skórę.

Scenariusz filmu skupia się na losach Alicji i transgeneracyjnej traumie, która w jej rodzinie jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. A zwiastun filmu sugeruje, że to będzie psychologiczny horror…

Dla mnie „Ciemno, prawie noc” to przede wszystkim okrutna baśń dla doros-­łych we współczesnej scenografii. Opowieść o walce dobra ze złem, także o macierzyństwie jako arenie ścierania się tych dwóch sił, więc nie na różowo. Widziałam film już kilka razy i mnie jego atmosfera kojarzy się na przykład z „Labiryntem fauna”. Jest straszny, zostaje w głowie jak zadra.

W jednym z wywiadów wspomniała Pani, że słowo nie oddaje istoty rzeczy. A obraz? 

Żyjemy w świecie, w którym obraz ma coraz większe znaczenie i w naszej medialnej codzienności wypiera słowo. Już nawet do audycji radiowej trzeba sobie strzelić fotkę z prowadzącym, by stacja mogła...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI