Ja chcę to teraz!

Rodzina i związki Praktycznie

Rodzice czują się odpowiedzialni za dzieci, chcą je uchronić przed najmniejszymi trudnościami. W ten sposób jednak okradają swoje dzieci z możliwości rozwijania najważniejszych umiejętności.

DARIA GRABDA: Czy ma Pani na koncie jakąś rodzicielsko-wychowawczą wpadkę?
AMY MCCREADY: Oczywiście! Chyba nie ma rodziców, którym udało się wychować dziecko, nie popełniając żadnego błędu. Wszyscy rodzice doświadczyli sytuacji, o których woleliby zapomnieć. Ja wciąż pamiętam, jak toczyłam zażartą walkę o prace domowe z moim synem, który chodził wówczas do czwartej klasy. W pewnym momencie w tej próbie charakterów wzięła górę frustracja i powiedziałam: „Dobrze! Nie odrabiaj swojej pracy domowej!”. Mało tego, przedarłam na pół kartę, na której znajdowała się jego praca domowa. Musiałam później, zawstydzona, wziąć odpowiedzialność za swoje działania i wyjaśnić nauczycielce, dlaczego praca domowa mojego syna została przedarta na pół. Nigdy tego nie zapomnę, mój syn chyba też. Na szczęście dziś się z tego śmiejemy. Chwile słabości sprawiają, że zastanawiamy się, jakimi jesteśmy rodzicami, i chcemy być lepszymi. Uczenie rodziców umiejętności i strategii, dzięki którym mogą poradzić sobie w trudnych momentach wychowawczych bez zastraszania, gniewu i frustracji, jest pasjonujące.

Pisze Pani, że jednym z głównych problemów, z jakimi obecnie borykają się rodzice, jest epi[-]demia przywilejów. Skąd się ona bierze i dlaczego jest tak niebezpieczna?
Dziecięce przywileje nie są prawdziwą chorobą, ale wydaje mi się, że w ciągu ostatnich dziesięcioleci zjawisko to przybrało już rozmiary epidemii. Jest wiele czynników, które doprowadziły do tej sytuacji – technologie, media społecznościowe czy presja rówieśników. Najbardziej do epidemii przywilejów przyczynia się jednak nadopiekuńczość rodziców – nadmierne pobłażanie, nadmierne chronienie, nadmierne rozpieszczanie, nadmierne chwalenie. Rodzice wychodzą ze skóry, by sprostać wszelkim potrzebom swoich dzieci. Dodajmy do tego nadmierne inwestowanie w szczęście, wygodę i sukcesy dziecka – i mamy przepis na epidemię przywilejów.

Wielu rodziców staje na głowie, by przychylić swojemu dziecku nieba...
Rodzice czują się tak bardzo odpowiedzialni za dzieci, że chcą je uchronić przed najmniejszymi trudnościami. W ten sposób jednak okradają swoje dzieci z możliwości rozwijania najważniejszych umiejętności, takich jak: podejmowanie decyzji, uczenie się na błędach czy rozwijanie odporności, która pomaga radzić sobie z upadkami i błędami. Chociaż rodzicami kieruje miłość do dziecka, to rodzicielska nadopiekuńczość i postawa, jaką zaszczepiają w dzieciach – że mogą uzyskać to, czego chcą, kiedy chcą, i to bez wysiłku – sprawia, że mogą one mieć wiele trudności jako dorośli.

Czy to oznacza, że powinniśmy pozwolić dzieciom doświadczać konsekwencji ich działań i wyborów?
Dokładnie tak. „Mogę zrobić, cokolwiek zechcę” jest znakiem rozpoznawczym pokolenia nadmiaru. Dzieci dorastają chronione przez rodziców przed konsekwencjami swoich złych wyborów. Trzeba pamiętać, że konsekwencje – duże czy małe – są szansą nauki. Jeśli rano dziecko będzie się guzdrało, to spóźni się na autobus. Jeśli odmówi jedzenia, będzie głodne. Jeśli zostawi pracę domową na biurku, dostanie złą ocenę za jej brak. Dom jest bezpiecznym miejscem, gdzie można uczyć się konsekwencji podejmowanych przez siebie wyborów i...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI