Intymny mały świat

Wstęp

Prywatność jest bezcenna, bo czyni nas kimś wyjątkowym. Stwarza azyl, w którym naprawdę możemy być sobą. Bronimy więc swej prywatności, cierpimy, gdy ktoś ją naruszy. Zdarza się jednak, że wyprzedajemy ją innym. Bywa też, że naruszamy cudzą prywatność, kradniemy ją. Dlaczego tak się dzieje?

Zapytaliśmy Stefana, co znaczy dla niego prywatność. Odpowiedział mniej więcej to samo, co amerykański filozof, psycholog i prekursor fenomenologii, William James, kiedy przed 100 laty w „The Principles of Psychology” charakteryzował „ja”: „To jest to wszystko, co jest moje, co określam jako moje. To jest coś, co jest dla mnie ważne, coś, czego nie chciałbym tracić, coś, do czego wstęp mogą mieć tylko ci, których do tego upoważnię”. Tu Stefan się zawahał i dodał: „Mój dom jest mój, ale to jest też dom mojego ojca”. A zatem dzielimy naszą prywatność z innymi, zazwyczaj niewieloma, osobami.

Ogródek jest twierdzą Stefana


Każdy z nas – w taki lub inny sposób, mniej lub bardziej skutecznie – stara się odgraniczyć to, co należy do niego, od tego, co publiczne. Ustanawiamy swoje granice prywatności. Niektóre z nich wynikają z relacji posiadania, np. do mnie należą: moje ubranie, portfel i moje pieniądze w banku. Inne granice wynikają ze sprawstwa: moje są napisane przeze mnie książki, listy wysłane i otrzymane. Czasem granice prywatności mają charakter fizycznej bariery, odgradzającej to co moje, od tego, co już nie moje. Drzwi i ściany odgradzają moje mieszkanie od zewnętrznego świata, płot oddziela mój ogród od publicznej drogi. Można zauważyć, że im mniejsze jest społeczne zaufanie, tym więcej stawia się fizycznych granic i tym są one solidniejsze. Przykładem jest Polska, gdzie lawinowo rośnie liczba zamkniętych osiedli, a domofon stał się jednym z najważniejszych środków komunikacji międzyludzkiej. Gdy zaś zaufanie społeczne jest duże, wystarczają zazwyczaj granice umowne. Wiadomo, to jest ogródek Stefana, więc nie wchodzę tam – jak na brytyjskie trawniki przed domami.

Tam, gdzie jestem sobą

Dlaczego to, co prywatne, jest dla nas tak cenne? Dlaczego prywatność uznajemy za wartość samą w sobie, a jej naruszenie traktujemy jak zamach na świętość? Odpowiedzi jest wiele. Po pierwsze, nawiązując do tego co głosił psycholog William James, można powiedzieć, że prywatność jest częścią „ja”, albo wręcz jego substytutem. Bo przecież moje książki i notatki, zawartość moich szuflad i kieszeni – to część mnie samego. W taki sposób moje „ja” istnieje, tak się wyraża. A zdaniem wielu psychologów „ja” jest a priori ważne, centralne, a jego interesy są automatycznie wzbudzane w wielu sytuacjach.
Po drugie, prywatność stanowi istotny warunek osobistego bezpieczeństwa. Jest ona częstokroć naszym jedynym schronieniem, azylem, gdzie możemy (choć nie zawsze to robimy) porzucić wszelkie pozy, miny i maski (jak to ładnie określił Andrzej Szmajke), zrezygnować z obowiązujących nas społecznych reguł postępowania i okazywania emocji. A zatem w obrębie prywatności jesteśmy bardziej niż gdziekolwiek sobą.
Po trzecie, prywatność czyni nas kimś niepowtarzalnym, wyjątkowym. Bronimy prywatności, bo nie chcemy stopić się z resztą. Wewnętrznie czujemy swoją odrębność i, poprzez ustana...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI