Podczas pierwszych sesji psychoterapii wiele osób stwierdza, że ma problem ze stawianiem granic. Gdy pytam, na czym on polega, odpowiadają, że chodzi o brak tej umiejętności, chcieliby się tego nauczyć, ale nie potrafią. Jednak nawet ci, którzy uczestniczyli w kursach asertywności, najczęściej nadal mają z tym problem. To pokazuje, że często nie chodzi o umiejętności, a o coś zupełnie innego. Bo gdy stawiamy komuś granicę, osoba ta jest niezadowolona i zazwyczaj reaguje emocjonalnie. Złości się, obraża, jest smutna. Bywa, że nie akceptuje granic, tłumaczy się albo kłóci. Powiedzieć komuś „nie” – to jedno. Wytrzymać jego reakcje – to drugie. Gdy ktoś wpada w poczucie winy, uważa, że wyrządził innej osobie krzywdę, stawiając granice, zazwyczaj dąży do załagodzenia sytuacji, a granice rozmywają się.
Wobec dzieci
Problem granic nie dotyczy wyłącznie relacji pomiędzy dorosłymi w związkach czy pracy. Coraz więcej rodziców nie potrafi stawiać granic swoim dzieciom. Widać to świetnie na przykład w restauracjach, gdy kilkuletnie dziecko grymasi przy jedzeniu. Po chwili napięcia często jedno z rodziców wyjmuje telefon, włącza grę albo bajkę i nastaje cisza. „Tylko spokojnie syneczku, bez nerwów”. Sytuacja staje się opanowana. Podobnie w podróży – ekrany w zagłówkach foteli to dla wi...