Getta ludzi szczęśliwych

Wstęp

Oddalamy się od siebie nie tylko mentalnie, ale i fizycznie. Odgradzamy się od „obcych”. W monitorowanym bloku jesteśmy wśród „swoich”, ale im też nie ufamy. Czy przestrzeń, w której żyjemy, wpływa na naszą potrzebę bliskości z innymi – zastanawia się KATARZYNA ZABORSKA.

MAGDA BRZEZIŃSKA: – Ostatnio odwiedziłam kolegę w Warszawie. Mieszka na zamkniętym osiedlu z ochroną, po drugiej stronie ulicy jest dom spokojnej starości, ogrodzony i monitorowany, a nieopodal nowiuteńkie przedszkole, też ogrodzone i pod okiem strażników. Bez wysokiego płotu jest tam tylko cmentarz.
KATARZYNA ZABORSKA:
– To znaki czasu. 90 procent nowo powstających osiedli ma płot, strażników i monitoring. Odgradzanie się od niebezpiecznego świata staje się swego rodzaju modą. Popularność osiedli zamkniętych ma wpływ na przestrzeń miasta – traci ono spójność, a spacer między płotami przestaje być przyjemnością. W niektórych dzielnicach Warszawy możemy odnieść wrażenie, że znajdujemy się pośród współczesnych warowni.

Dlaczego tak się odgradzamy?
– Przede wszystkim chcemy czuć się bezpiecznie. Ale też, jak wynika z badań profesora Bohdana Jałowieckiego, chodzi nam o prestiż i poczucie, że mieszkamy wśród swoich.

I na tych osiedlach z pilnie strzeżoną prywatnością rzeczywiście jest bezpieczniej?
– Ta kwestia wymaga jeszcze dokładnych badań. Niektóre dane wskazują, że nie jest bezpieczniej. Powodem zamykania się na osiedlach często jest nie tyle realne zagrożenie, ale bardziej strach przed przestępczością. To tak zwane koło strachu, o którym mówią Edward Blakely i Mary Synder: im bardziej się boimy, tym bardziej odgradzamy się od przestrzeni publicznej, a im bardziej się odgradzamy, tym większy lęk budzi w nas ta przestrzeń.
Z moich badań wynika, że na poczucie bezpieczeństwa wpływa zaufanie do sąsiadów, identyfikacja z miejscem zamieszkania i dopiero na trzecim miejscu grodzenie. Najlepszą ochroną jest życzliwy sąsiad. Natomiast na osiedlach zamkniętych stosunki sąsiedzkie są względnie luźne. Badania profesor Marii Lewickiej prowadzone wśród mieszkańców kamienic, powojennych bloków, domków jednorodzinnych oraz zamkniętych apartamentowców pokazały, że sąsiedzi najmniej znają się w tych ostatnich.

Jak to? Przecież wspomniała Pani, że tam czujemy się wśród swoich...
– Może nie tyle czujemy się, co chcemy się tak czuć. Żeby poznać się z sąsiadami potrzeba czasu, a apartamentowce są stosunkowo nowe. Czasu potrzeba też na co dzień, a mieszkańcy osiedli zamkniętych są ambitni i dużo pracują, wracają do domu późnym wieczorem. Trudno wtedy o nawiązanie relacji w miejscu zamieszkania.

Kim są ci „swoi” i do czego są nam potrzebni, skoro też się od nich odgradzamy?
– „Obcy” to ci zza ogrodzenia, określani jako „męty, chuligani”. „Swoi” to ludzie na poziomie, o podobnym statusie i wykształceniu, w tym samym wieku co my. Dwie studentki pod moim kierunkiem badały, jak osiedla zamknięte wpływają na powstawanie podziałów społecznych. W tym celu analizowały dyskurs na forach internetowych. Stereotyp mieszkańca osiedl...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI