DZIECI TO DAR NA CHWILĘ

Wstęp

Dzieci są podarunkiem od losu tylko na kilkanaście lat naszego życia i musimy się zgodzić z tym, że kiedyś od nas odejdą – pisze JAROSŁAW JAGIEŁA.

Każde rozstanie niesie w sobie uczucie straty. W dzieciństwie zdarza nam się tracić ukochanego chomika, po przyjściu do nowej szkoły doświadczamy rozłąki z koleżankami i kolegami ze starej klasy, później tracimy też i samo dzieciństwo oraz młodość, często tracimy również bliskie nam osoby. Zdarza nam się stracić pracę, a przy okazji dobre samopoczucie. Nie trzeba dodawać, że wielu z nas traci także bez umiaru pieniądze i zdrowy rozsądek. Niektóre z tych strat są do uniknięcia, inne natomiast nie. Są nieuchronne i wpisane w nasz ludzki los.

Jedną z takich nieuchronnych strat jest rozstanie z naszymi dziećmi. Jakkolwiek by patrzeć, dzieci stanowią podarunek od losu tylko na kilkanaście lat naszego życia. I czy tego chcemy, czy nie, czy to akceptujemy, czy też w głębi duszy buntujemy się przeciw temu – musimy się na to zgodzić. Zapewne jest jakimś złośliwym zrządzeniem losu fakt, że tuląc do siebie ukochaną córeczkę lub patrząc na wspaniałego syna, uświadamiamy sobie, że za kilka czy kilkanaście lat będziemy musieli się z nimi rozstać. Ktoś kiedyś napisał w formie zalecenia dla rodziców: „Trzymajcie wasze dziecko mocno za rękę, bo nastąpi moment, w którym przestanie wam na to pozwalać”. Jest więc czas w naszym życiu, gdy trzymamy nasze dzieci blisko, bardzo blisko siebie. Ten stan symbiotycznej wręcz bliskości dziecka ze swoimi rodzicami to zdarzenie nie do przecenienia. Dzięki niemu jesteśmy zdolni do tworzenia w dorosłym życiu pełnych intymności relacji z innymi. Natomiast brak tej bliskości skutkuje deficytami, które w skrajnych przypadkach mogą przybierać postać poważnych zaburzeń osobowości. Bert Hellinger, twórca jednego z najciekawszych nurtów psychoterapeutycznych w ostatnich latach, tak pisze w swojej książce „Praca nad rodziną”: „Najprostsze i najgłębsze procesy zachodzą w rodzinie. Od ojca i matki w kierunku dzieci i od dzieci w kierunku rodziców. To są największe i najgłębsze procesy. Stanowią one podstawę wszystkich innych”.

Ale wspomniana więź ma przecież także ogromne znaczenie dla samych rodziców. Dzięki niej tak naprawdę – w sensie psychologicznym – kobieta staje się matką, a mężczyzna ojcem. Dla matki bliskość z dzieckiem jest jeszcze wzmocniona wymiarem czysto biologicznym (ciąża, karmienie, opieka). Ojciec natomiast bardzo często musi się jej z mozołem nauczyć. Nieocenioną nauczycielką może stać się wtedy jego własna żona. Warto dodać, że umowne role nauczyciela i ucznia są w małżeństwie pozycjami komplementarnymi. Dobrze, jeśli na początku związku nauczycielem jest mężczyzna. Musi bowiem nauczyć swoją partnerkę czerpania dojrzałej satysfakcji z kontaktów seksualnych – tak jak w baśni o Śpiącej Królewnie rycerz musiał obudzić dziewczynę ze snu swoim pocałunkiem. Jest to zadanie, by tak rzec, dla prawdziwych mężczyzn. W momencie narodzin dziecka sytuacja się odwraca. To kobieta musi nauczyć męża roli troskliwego i opiekuńczego ojca. Mężczyzna staje się ojcem u boku swojej rozumnej żony, tak jak żona staje się czułą kochanką u boku swojego kochającego mężczyzny. Więź z dzieckiem jest tylko konsekwencją powyższego pro...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI