Długa droga we dwoje

inne

Wszyscy mówili nam: weźcie kredyt hipoteczny, pomyślcie wreszcie o dziecku. A my rzuciliśmy wszystko i ruszyliśmy na rowerach w świat. Przejechaliśmy 22 tysiące kilometrów, przeżyliśmy 474 dni w drodze i wróciliśmy – razem – do Polski. To ostatnie było najtrudniejsze.

Rzucić wszystko i ruszyć w świat – wiele osób kusi wizja podróży z biletem w jedną stronę, oderwania się od szarej rzeczywistości i przeżycia przygody życia. A jeszcze lepiej – jechać w taką podróż we dwoje, poznawać świat i siebie nawzajem, w egzotycznym otoczeniu. Brzmi atrakcyjnie, ale czy jest niezawodną receptą na ciekawe życie i szczęśliwy związek?

POLECAMY

Ten popularny do znudzenia schemat „rzucania wszystkiego” to także historia o nas. Mieliśmy po dwadzieścia kilka lat, skończone studia, na koncie pierwsze doświadczenia zawodowe i zachłyśnięcie się widokami zza okien warszawskich szklanych biurowców. Młodzi, u progu dorosłości, z perspektywami ciekawej kariery. Do czasu. Po kilku latach przyszło zmęczenie, rozczarowanie i wypalenie. Wraz z nimi pojawił się pierwszy poważny kryzys w związku. Tymczasem bliscy i znajomi subtelnie szeptali nam do ucha: „To dobry moment na kredyt hipoteczny, ile będziecie żyć w wynajmowanym?”, „Zapuśćcie korzenie, pomyślcie wreszcie o dziecku”. Decyzje, które wiele osób podejmuje na tym etapie życia, nam wydawały się pułapką, jednokierunkową drogą – gdy na nią wkroczysz, już nie będzie odwrotu. Baliśmy się tego, a strach czasami podsuwa radykalne pomysły. Postanowiliśmy zaryzykować i zrobić z naszym życiem coś szalonego. Oboje zawsze marzyliśmy o podróżach. Ucieczka w długą podróż wydawała się kusząca.

Zrezygnowaliśmy więc oboje z pracy, opuściliśmy wynajmowane mieszkanie, spakowaliśmy się do rowerowych sakw i z dość ogólnym planem ruszyliśmy na wschód. Zaczęliśmy w Turcji, z początku niepewnie, choć pytani o cel podróży odpowiadaliśmy zadziornie: „fajnie byłoby dojechać chociaż do Bangkoku”. Wciągnęło nas. W 16 miesięcy przejechaliśmy rowerami Azję Centralną, Chiny, Azję Południowo-Wschodnią, wreszcie Australię, gdzie z 22 tysiącami kilometrów na liczniku osiągnę[-]liśmy metę naszej podróży. Gdy z drugiego końca świata wróciliśmy samolotem i obudziliśmy się w swoich rodzinnych domach, towarzyszyło nam przedziwne uczucie. Czy ta podróż była niesamowitym snem? Kim teraz jesteśmy i jak ułoży się nasze życie po powrocie?

Nie tylko rajskie obrazki

Wyrus...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI