Czarny sierpień

Jak co miesiąc

Możemy sobie żyć w nowoczesnych wnętrzach i mieć w kieszeni telefon-komputerek, który ma taką moc obliczeniową, jak całe NASA w momencie wysłania człowieka na Księżyc, ale kiedy przychodzi do spraw podstawowych, dotykających samej istoty człowieczeństwa, nadal zachowujemy się jak mieszkańcy średniowiecznego miasteczka: dowiadujemy się o czymś, lecimy na fejsowy rynek i, łapiąc ludzi za guzik, podekscytowanym tonem mówimy im: „Słyszeliście, że burmistrz nie żyje?”.
Ta gorliwość, ten pośpiech, żeby być pierwszym, który przynosi wieści na placyk, skutkuje potem lawinowymi pomyłkami. Byle plotka, że zmarł ktoś, kto w rzeczywistości ma się znakomicie, niesie się po mediach społecznościowych jak pożar i potem niedoszły nieboszczyk musi prostować jak Mark Twain: „Wiadomości o mojej śmierci są mocno przesadzone”. Bywa też i odwrotnie: po paru latach – zwykle w rocznicę śmierci – ktoś znajduje post, że zmarł znany pisarz i nagle wzruszeni czytelnicy udostępniają ze łzawymi emotikonami informację, że Umberto Eco odszedł do wieczności, bo zdążyli już zapomnieć, że nie żyje od lat czterech.
Przy czym nie mówię tu o powiadamianiu o śmierci bliskich – to normalne, że rodzina, przyjaciele, znajomi informują się wzajemnie,...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI