Błędne koło traumy

Psychologia i życie Otwarty dostęp

Dzieci i wnuki tych, którzy cudem ocaleli z zagłady lub kataklizmów, też cierpią. Jak obiekt radioaktywny doświadczenie traumy promieniuje na kolejne pokolenia. Promieniuje w sposób nieuchwytny. Bo ci, którzy przeżyli traumę, nie potrafią o niej mówić, przepracować żałoby z nią związanej. A ich milczenie może w takim samym stopniu obciążać dziecko, jak relacjonowanie mu swych utrat. Tak czy inaczej, następstwa traumy wpływają na psychikę kolejnych pokoleń. Jak to możliwe?

Zapraszamy również do wzięcia udziału w OGÓLNOPOLSKIM KONGRESIE PSYCHOLOGÓW I PSYCHOTERAPEUTÓW!

Pojęcie traumy dawno już wyszło z hermetycznego języka nauki czy lecznictwa i na dobre zadomowiło się w języku potocznym. Wyparło przy tym polskie słowo „uraz”. Ciekawe, że o ile w chirurgii urazowej trauma oznacza przyczynę zmian, które wymagają leczenia, a nie następstwo urazu (np. złamanie kości), to w psychopatologii dotyczy jednego i drugiego. Co więcej, uszkodzenie ciała w następstwie urazu mechanicznego, nawet poważnego, nie ma wpływu na ciało potomstwa osoby poszkodowanej. Natomiast następstwa traumy psychicznej wpływają na psychikę kolejnych pokoleń. Jak to możliwe?

Dramat przepalonej żarówki

Zanim odpowiem na to pytanie, nadmienić trzeba, że niepomiernie rozszerzył się ostatnio zakres tego, co nazywamy traumą. Naukowa koncepcja urazu psychicznego została do pewnego stopnia wyświechtana przez nadużywanie tej idei. Dobitnie zilustrował to Ben Shephard, historyk z Uniwersytetu w Oxfordzie. Podczas konferencji na temat następstw traum drugiej wojny światowej zorganizowanej przez Niderlandzki Instytut Dokumentacji Wojny w Amsterdamie Shephard przytoczył anegdotkę o wykładowcy, który traumą nazwał awarię oświetlenia w sali, gdzie prowadził zajęcia ze studentami. To przykre, kiedy w czasie wykładu gaśnie niespodziewanie światło albo kiedy spóźnia się autobus. Są to jednak przykrości dnia codziennego, którym większość z nas stawia czoła za pomocą różnych obron albo sposobów radzenia sobie.
Psychologia co najmniej od stu lat usiłuje znaleźć odpowiedź na pytanie, od czego zależą następstwa trudnych, przykrych doznań i przeżyć. Zaczęło się od nerwic wojennych u żołnierzy pierwszej wojny światowej. Spór dotyczył tego, czy sam szok (tak nazywano wówczas traumę bojową) może być przyczyną objawów tej nerwicy. Psychoanalitycy za Freudem utrzymywali, że nerwica wojenna występuje tylko u tych żołnierzy, którzy doznali traumy wczesnodziecięcej. Po drugiej wojnie światowej Antoni Kępiński, znany psychiatra, humanista i filozof sformułował koncepcję KZ syndromu, czyli syndromu poobozowego występującego u byłych więźniów obozu koncentracyjnego. Zakładała ona, że to doświadczenie, znacznie przekraczające codzienne przeciwności życiowe, miało patogenny wpływ na byłych więźniów. Później twórcy kategorii diagnostycznej Post Traumatic Stress Disorder określili warunki, jakie musi spełniać stres, żeby uznać go za traumatyczny. Nie sposób nie dostrzec drastycznej różnicy między przepaleniem się żarówki na sali wykładowej a pobytem w Auschwitz.
Dwie dekady temu psychopatologia rozszerzyła definicję traumy o kryterium czasu działania stresora, czyli czynnika powodującego stres. Zwróciła też uwagę na okres życia, w którym on działa. Za traumatyzujące uznano maltretowanie fizyczne i psychiczne, wykorzystywanie seksualne, zaniedbywanie czyichś podstawowych potrzeb, zwłaszcza jeśli mają miejsce w dzieciństwie.

Umocn

...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI