Syndrom oszustki

Praktycznie

Inteligentne, wykształcone, odnoszące sukcesy. Podziwiane przez innych. Uważają się jednak za głupie lub co najwyżej przeciętne, a swoje osiągnięcia – za wypadkową szczęścia i okazji. Żyją w strachu, że wkrótce zostaną zdemaskowane.

Ewa dostała się do najlepszego liceum w mieście dzięki sukcesom w olimpiadzie przedmiotowej. Była jedną z pięciu takich osób w gimnazjum. Wtedy twierdziła, że to zupełny przypadek. Liceum ukończyła z wyróżnieniem. Wybrała studia na jednym z najlepszych uniwersytetów – o jedno miejsce walczyło ponad dwudziestu kandydatów. Dostała się w pierwszej dziesiątce. Kiedy wszyscy ją chwalili, mówiła, że to zwykłe szczęście. Przez całe studia otrzymywała stypendium za wyniki w nauce, ale zawsze czuła się przeciętną studentką.Zaliczała wszystkie egzaminy śpiewająco, choć niezmiennie twierdziła, że tym razem to naprawdę nic nie umie. Miesiąc po studiach znalazła pracę w zawodzie. Wszystkim tłumaczyła, że to jakiś niesamowity przypadek. Była jednym z najmłodszych pracowników i zamiast cieszyć się z tego, że pracuje z ludźmi doświadczonymi, na każdym kroku bała się, że ktoś zorientuje się, że ona przecież nic nie umie. Kiedy zaczęła odnosić sukcesy w pracy, tłumaczyła, że tak naprawdę większość zrobili za nią inni. Albo że to wcale nie taki wielki sukces – każdy mógłby to osiągnąć.

POLECAMY

Ewa prawdopodobnie cierpi na syndrom oszusta (ang. impostor phenomenon). Jak tłumaczy dr Pauline Rose Clance, która jako jedna z pierwszych opisała tę przypadłość, osoby, które jej doświadczają, mimo realnych osiągnięć uważają, że wszystko zawdzięczają odrobinie szczęścia, jakiemuś magicznemu zbiegowi okoliczności, dobremu wyczuciu czasu czy też przypadkowi. „Głupi ma zawsze szczęście” – to powiedzenie mogłoby być ich dewizą. 

„Wciąż boisz się, że lada chwila wszyscy zorientują się, iż jesteś zwykłym szarlatanem. To oczywiście sprawia, że porażki szukam w sobie, a sukcesów na zewnątrz, w niezależnych ode mnie czynnikach. Mój artykuł opublikowano w poczytnym piśmie? Jestem zdumiony, wręcz zszokowany. Jak to się stało? Kto chciałby to czytać?” – tak opisuje swoje doświadczenia anonimowy profesor nauk humanistycznych, pracujący na uniwersytecie na południu Stanów Zjednoczonych, publikujący pod pseudonimem Joseph Kasper. 

Pomyłka w programie

Pierwszą pracę na temat syndromu oszusta Pauline Rose Clance napisała wspólnie z inną  psycholożką – Suzanne Imes. Termin impostor phenomenon wprowadziły do obiegu na podstawie badań i obserwacji inteligentnych, wysoko stojących w hierarchii społecznej kobiet. Wszystkie badane miały na swoim koncie doktoraty, wymierne sukcesy na polu akademickim, szacunek pracodawców i studentów. Były znane i szanowane. Łączyło je jedno: nie miały wewnętrznego poczucia, że odniosły sukces. Czuły się mało inteligentne, bały się, że oszukały wszystkich i nikt jeszcze się nie zorientował. Swoje sukcesy tłumaczyły między innymi pomyłkami w programie rekrutacyjnym... Clance i Imes na podstawie wywiadów podzieliły obserwowane przez siebie osoby na dwie grupy. Jedną stanowiły kobiety pochodzące z rodzin, w których rodzeństwo lub ktoś bliski był uważany za geniusza – bez względu na stan faktyczny. Badane wprost lub pośrednio otrzymywały komunikat, że niezależnie od tego, co osiągną, nie dorównają wyjątkowej siostrze, bratu, ojcu czy matce. Jakaś cząstka w nich rzeczywiście wierzyła w rodzinny mit, ale równocześnie pojawiał się głos sprzeciwu: „Taaak? To ja wam jeszcze pokażę”. W efekcie wiedziona tą motywacją osoba na kolejnych szczeblach edukacji faktycznie odnosi sukcesy, choć rodzina wcale się tym nie zachwyca, wciąż hołubiąc wybrańca, który czę...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI