Osaczeni troską

Trening psychologiczny Otwarty dostęp

To normalne, że chcemy chronić partnera i otoczyć go opieką, gdy jej potrzebuje. Jednak nadopiekuńczość ma niewiele wspólnego z miłością i może zniszczyć związek. Co się kryje za skłonnością do nadopiekuńczości i jak się przed nią ustrzec?

Historia rozpoczyna się zwykle w domu rodzinnym. Niektórzy rodzice nadmiernie i przesadnie angażują się w życie swoich dzieci. Starają się „za bardzo” i, niestety, wyrządzają im krzywdę. W pułapkę nadopiekuńczości wpadają z powodu własnych, nieuświadomionych lęków. Boją się, że dzieci nie poradzą sobie bez nich, że spotka je coś złego. Pokazując świat jako niebezpieczne miejsce, odbierają dzieciom wiarę we własne siły i sprawczość. Chcą wszystko kontrolować, by sami mogli się czuć spokojnie i bezpiecznie. Organizują dzieciom liczne zajęcia dodatkowe, żeby wiedzieć, co dzieci robią, gdzie są. Wszystko to odbywa się pod przykrywką dbania o bezpieczeństwo i właściwy rozwój. 

Młodzi ludzie wchodzą w wiek dorosły z komunikatem, że nie są gotowi do niezależności, do podejmowania własnych decyzji, że nie powinni ufać własnym wyborom. Często mają problem z tożsamością, nie wiedzą, kim są i czego pragną, potrzebują. Dotychczas to rodzice wszystko wiedzieli lepiej. Nadopiekuńczy rodzice myślą, że wychowują dzieci, a tymczasem wychowują dorastających ludzi na dzieci. Zamiast zabraniać dziecku różnych aktywności z powodu własnego strachu, lepiej porozmawiać o możliwościach pokonywania barier. Prawdziwa pomoc to pozwolenie dziec­ku na rozwijanie się we własnym tempie, na błądzenie, szukanie rozwiązań, przeżywanie porażek, zdobywanie umiejętności potrzebnych do radzenia sobie i budowania poczucia własnej wartości. To wspieranie i mądre towarzyszenie, a nie wyręczanie. 

Wielu rodziców ma szczere intencje, jednak wpada w sidła lęku przed zagrożeniami, na jakie życie narazi ich dzieci – przed nabiciem guza, złamanym sercem. Ale tylko w takich warunkach może rozwinąć się kreatywność, psychiczna odporność, umiejętność pokonywania przeciwności losu. Jeśli od urodzenia każdy nasz krok jest dyktowany, a wszystkie decyzje podejmowane za nas, to w dorosłym życiu będziemy zagubieni, możemy cierpieć, znieczulać się nawet alkoholem czy narkotykami, okaleczać się, byle nie czuć pustki. Każde dziecko potrzebuje wyzwań, wolności wyboru, nawet porażek, aby stać się kreatywnym, zdrowym dorosłym. 

POLECAMY

Nad kim tak się trzęsie?

Często nadopiekuńczość wykazują matki, co może wynikać z przejętych wzorców zachowań rodzica, neurotycznej osobowości, utraty dziecka w przeszłości, zaburzenia relacji w małżeństwie, samotnego macierzyństwa. Takie kobiety są niepewne swoich kompetencji macierzyńskich, oczekują stałego wsparcia i potwierdzenia słuszności swoich działań. Niepewność i lęk kompensują nadmierną opieką, w dziecku lokują niezaspokojone emocjonalne potrzeby. Ich nadopiekuńczość może wynikać w pewnym stopniu także z potrzeby dominacji. Nadopiekuńcze matki traktują dziecko jak swoją własność, próbują przeżyć życie za nie, nie postrzegają go jako odrębnej jednostki, która ma pełne prawo do rozwoju swoich indywidualnych cech, a w przyszłości do realizacji swoich potrzeb i planów życiowych.

Oczywiście nadopiekuńczy bywają także ojcowie – jeśli są nadmiernie kontrolujący, nieadekwatnie wymagający, niedojrzali, lękowi, nie pozwalają dziec­ku spotykać się z rówieśnikami, to nie zaspokajają potrzeb dziecka, troszczą się głównie o własne potrzeby. Zdarza się, że nadopiekuńczy ojciec czyni ze swojej córki partnerkę emocjonalną w opozycji do matki, co przynosi zgubne skutki. W przyszłości córka może bać się mężczyzn i mieć poczucie winy, a także problemy z własną niezależnością. Może być mniej asertywna, podświadomie szukać nadopiekuńczego partnera – w pewnym sensie podobnego do ojca, choć na poziomie świadomym chce partnera całkiem innego niż ojciec. 

Z kolei synowie nadopiekuńczych ojców mogą rozwinąć słabe ego, czego skutkiem jest nadmierna impulsywność.

Lęk rodziców powinien należeć tylko do nich i to ich zadaniem jest się z nim uporać. Gdy przenoszą swój strach na dzieci, te w dorosłym życiu mogą mieć trudności w relacjach. Osoby wychowywane przez nadopiekuńczych rodziców jako partnerzy bywają roszczeniowe, próbują manipulować bliską osobą, oczekują pomocy przy najmniejszych trudnościach. Taka postawa utrudnia bliski kontakt. Jednocześnie brak akceptacji pogłębia poczucie osamotnienia. Dorośli wychowani przez nadopiekuńczych rodziców często czują się bezradni, wyobcowani, mają zaburzenia depresyjno-lękowe, nie radzą sobie z wyzwaniami, jakie niesie codzienne życie. Wykręcają się i kłamią, nie wierzą we własne możliwości, nie potrafią podejmować decyzji. Nie ufają sobie, są niepewni i wycofani. Obawiają się oceny i krytyki. Jednocześnie często zmieniają zdanie, pytają o nie innych. Taka osoba, jako dziecko nadopiekuńczego rodzica, nie miała szansy na rozwijanie ufności wobec własnych myśli i emocji. Co więcej, w kontakcie z innymi ludźmi, również jako dorosła, będzie stawiała się w pozycji kogoś, kto nie ma prawa do własnego zdania, jest bierny, ustępliwy i pozbawiony inicjatywy. 

Dorośli, którzy zaznali nadopiekuńczości w dzieciństwie, mają wypaczony obraz relacji międzyludzkich, widzą je bowiem przez pryzmat lęku i nadmiernej kontroli. Często są też uwikłani w poczucie winy, gdy próbują walczyć o autonomię, o siebie, podejmują bunt. Nierzadko też stają się ofiarami odwrócenia ról – tak zwanej parentyfikacji. Przejmują role rodzica, opiekując się nim. Dzieje się tak zwłaszcza tam, gdzie rodzic uzależnia dziecko od siebie, izoluje od świata rówieśników, od zabawy, spontanicznej radości, wszelkich interakcji, stale się o nie martwi. Zdarza się także sytuacja odwrotna. Dzieci wychowane przez rodziców nadmiernie chroniących, wyręczających mogą być egocentryczne, awanturnicze, zuchwałe i zarozumiałe. Zawsze jednak ich społeczno-emocjonalna dojrzałość jest znacznie opóźniona, co przekłada się na ich dorosłe relacje. Na ogół nie potrafią odseparować się od rodzica i samodzielnie funkcjonować na co dzień.

Niektóre nadopiekuńcze żony potrafią traktować mężczyznę jak małe dziecko.

 

Tutaj rządzi… służebniczka

Synowie nadopiekuńczych matek często nieświadomie poszukują partnerki o podobnych cechach. Oczekują opieki i wsparcia ze strony żony, ale nie rewanżują się jej tym samym, nie potrafią wziąć odpowiedzialności za rodzinę, boją się mieć dzieci, bo uważają, że „to zbyt wymagające”. Pełni lęku i niepewni siebie nie stanowią oparcia dla rodziny. Często mają tak silną więź z matką – niemal symbiotyczną – że jest ona destrukcyjna dla związku, w którym pierwsze miejsce powinna zajmować żona, partnerka.

Partnerki takich mężczyzn często rywalizują z ich matkami, chcąc zasłużyć na miłość partnera. Robią w domu wszystko, o wszystkim myślą i wszystko planują, nie dają jednak szczęścia ani sobie, ani partnerowi. 

Dojrzali emocjonalnie mężczyźni nie chcą mieć drugiej matki, nie szanują takiej postawy i nie pożądają partnerki, która im matkuje. Samodzielny i zaradny facet chce być z ciekawą, samodzielną kobietą. Wbrew pozorom nie potrzebuje takiej, która upierze, ugotuje, uprasuje koszule, poda śniadanie, o wszystko się zatroszczy, a nawet jest na bieżąco z jego problemami w pracy. Wiele kobiet myśli, że to obraz idealnej żony, są wychowane do roli cichej „służebniczki”. Jednak mężczyźni wcale nie pragną najbardziej kobiety, która pomyliła życiowe role i zamiast partnerką stała się opiekunką. W zamian wszystko ma być po jej myśli, bo ona nie tylko sprawuje opiekę, ale też rządzi. 

Nawet wygodny mężczyzna boi się „złotej klatki”, z której trudno się wydostać, przeżywa konflikt wewnętrzny. Na początku związku może mu się to podobać, w końcu na poziomie podświadomym szukał takiej cudownej dziewczyny. Będzie zauroczony jej pracowitością, tym, jak jest poukładana: zawsze ma porządek w mieszkaniu, w papierach i w głowie. Rodzice mężczyzny będą ją uwielbiali, będą szczęśliwi, że synowi tak się udało. Jednak po jakimś czasie okazuje się, że on już tak dalej nie może i nie chce żyć. Wprawdzie żona dba o wszystko, jednak chce też o wszystkim decydować. Dorosły mężczyzna nie chce być nieustannie kontrolowany, dusi się w takim zniewoleniu. To, co przyciągało, teraz zaczyna odpychać go od partnerki.

Nadopiekuńcze żony traktują partnera jak swoją własność, nie postrzegają go jako odrębnej jednostki, która ma pełne prawo do własnych planów i potrzeb. Rozmowy z reguły kończą się płaczem i pretensjami, że mężczyzna nie docenia „poświęcenia”, że nie jest wdzięczny za jej starania.

Troska przeciw pustce

Nie tylko mężczyźni doświadczają w związkach nadopiekuńczości. Zdarza się, że nadopiekuńczy bywa mąż i to żona cierpi z powodu jego nadmiarowej uwagi. Często dzieje się tak w sytuacji nagłej choroby lub niepełnosprawności partnerki. Mąż wysyła wówczas sygnał „poradzimy sobie razem” i włącza tryb opieki. Boi się, ale obok jest ktoś słabszy, potrzebujący pomocy, a on czuję się silniejszy, lepszy, potrzebny.

Zaczyna wyręczać, decydować, w miarę upływającego czasu odbiera partnerce wiarę we własne siły. „Nie męcz się, nie dasz rady”, „Nie poradzisz sobie beze mnie, a ja bez ciebie”. 

Często rzeczywiście kieruje nim lęk w obliczu możliwego zagrożenia życia żony lub próba rekompensaty za trudne przeżycie, jakim jest na przykład nagła choroba. Kiedy daje, staje się „dobrym, porządnym człowiekiem”. Wierzy, że takich ludzi darzy się sympatią i uznaniem. Chce być doceniony, czasem w trosce i opiece nad partnerką znajduje sens swojego życia, zwłaszcza jeśli nie ma sukcesów zawodowych czy własnych pasji, wypełnia w ten sposób jakiś rodzaj pustki. Bywa, że taki mężczyzna sam musiał w przeszłości opiekować się swoimi rodzicami czy rodzeństwem. Albo też taka nadmierna troska jest próbą odizolowania żony od innych i uzależnienia jej od siebie. 

Tarcza asertywności

Nadopiekuńczość jest nieuświadomioną manipulacją, chęcią zawładnięcia partnerem, zniewoleniem pod płaszczykiem troski. Jak się przed tym bronić?

Psychologowie podkreślają, że nadopiekuńcza postawa jest formą despotyzmu i potrzeby dominacji. Przyczyny chorobliwej nadopiekuńczości mogą być bardzo różne: nieudane doświadczenia z poprzednich związków czy rodzinnego domu, doświadczenia, które budzą podświadomy lęk przed utratą związku i samotnością. Często też osoby nadopiekuńcze powielają z pokolenia na pokolenie wzorzec rodzinny, bo same były wychowywane przez nadopiekuńczych rodziców. Albo też w rodzinnym domu nie zaznały prawdziwej troski, były emocjonalnie zaniedbane – chcą więc w bliskiej relacji dać więcej i więcej, 
bo same nie mogły na to liczyć.

Gdy granica między szczerą troską a obsesyjną kontrolą się zaciera, bardzo pomocna może być psychoterapia dla par. 

Warto także trenować postawę asertywną wobec partnera, który bywa nadopiekuńczy, i pamiętać o swoich prawach. Herbert Fensterheim, amerykański psycholog i psychiatra, współtwórca teorii asertywności, sformułował pięć praw: 

  1. Masz prawo do robienia tego, co chcesz – dopóty, dopóki nie rani to kogoś innego. 
  2. Masz prawo do zachowania swojej godności poprzez asertywne zachowanie – nawet jeśli rani to kogoś innego – dopóty, dopóki twoje intencje nie są agresywne, lecz asertywne. 
  3. Masz prawo do przedstawiania innym swoich próśb – dopóty, dopóki uznajesz, że druga osoba ma prawo odmówić. 
  4. Istnieją takie sytuacje między ludźmi, w których prawa nie są oczywiste. Zawsze jednak masz prawo do przedyskutowania i wyjaśnienia tej sprawy z drugą osobą. 
  5. Masz prawo do korzystania ze swoich praw.

 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI