Niech mnie piorun strzeli!

Podróże w głąb siebie

W zeszłego sylwestra postanowiliśmy z moim mężem pójść po całości: oświadczyliśmy naszemu osiemnastoletniemu synowi, że wybywamy z domu i że może zrobić imprezę. Ponieważ czułam, że chcę wkomponować w tę decyzję jakiś żarcik, postanowiliśmy, że wynajmiemy pokój hotelowy w Krakowie, czyli kilkanaście kilometrów od domu – tak, jak byśmy przyjechali do miasta, które znamy, w gości, jak turyści. Wyszukałam pokój z widokiem na Wisłę – chciałam skończyć 2021 rok i rozpocząć 2022 obrazem ciemnego nurtu szerokiej rzeki. Wszystko płynie i tak dalej. 

Tak się stało. O północy stanęliśmy w oknie i patrzyliśmy, jak niebo rozświetlają dziesiątkami kolorów tysiące fajerwerków, a ich światło tworzy na wodzie niezwykłe obrazy; słuchaliśmy wystrzałów i wiwatów. Koniec! Początek! Świętowaliśmy jedno i drugie. Thank you, next/Byłeś okej/Ale pora na nowy start/Rok dwa tysiące dwadzieścia dwa/Thank you. Bye/Pora już spadać/Naura papa/Rok dwa tysiące dwadzieścia one – śpiewałam sobie pod nosem piosenkę Justyny Biedrawy. Chociaż dwa tysiące dwadzieścia one i dla mnie był okej, to jednak wyczerpanie związane z pandemią i różne osobiste intensywności sprawiły, że żegnałam go z pewną ulgą. Patrząc na ciemny nurt Wisły, dostałam też jakiegoś wielkiego przypływu nadziei; moje serce drżało w przeczuciu, że dwa tysiące dwadzieścia two przyniesie samo Piękno, Dobro i Miłość. Dawaj, dawaj! – wołało serce. – Jestem gotowe, dawaj, 2022!

POLECAMY

Głupie serce...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI