Lubię zadać szoku. Szyku przy okazji też. A w gruncie rzeczy: szoku szykiem. Brzmi dość tajemniczo? I o to, oczywiście, chodzi. A dokładnie: o chodzenie w określone miejsca w kostiumie bezwstydnie te miejsca negującym, rzucającym się w oczy jak do gardła, wyzywającym i wyzwalającym. Pierwszy lepszy, och, możliwe, że najlepszy przykład z brzegu: wieczór upalnego lata, brudny squat urządzony w jakiejś pofabrycznej ruderce. Wszystko na wskroś punkowe – stroje, napoje, nastroje. I wtedy wchodzę ja, cały na elegancko. Szyty na miarę garnitur, kłująca jakością koszula, wypastowane na błysk buty z cielęcej skórki, nabłyszczająca, dyskretnie perfumowana mgiełka na włosach, spektakularny zegarek ze srebrną bransoletą, sygnet, tym razem złoty, do tego zapach od Frederica Malle. Sobie to wyobrażacie? Miny tych...
Dołącz do 50 000+ czytelników, którzy dbają o swoje zdrowie psychiczne
Otrzymuj co miesiąc sprawdzone narzędzia psychologiczne od ekspertów-praktyków. Buduj odporność psychiczną, lepsze relacje i poczucie spełnienia.