Przeczytałam ostatnio książkę historiozoficzną, czego na ogół nie robię, bo ogólnie rzecz biorąc, wolę powieści, że już o serialach nie wspomnę. Autorka, Chantal Delsol, przesuwa się po osi czasu, pokazując, jak zmieniały się religie, wierzenia i, będące ich emanacją, zwyczaje. Coś, co było oburzające, jest dzisiaj normą; coś, co jest dzisiaj normą, kiedyś byłoby oburzające. Rozwód? Skandal! Rozwód? Norma! Mordowanie niemowląt? Barbarzyństwo, zbrodnia, dożywocie albo kara śmierci. Ale do 374 r., kiedy to niejaki Walentynian I zrównał zabójstwo niemowlęcia i dorosłego, Rzymianie i Grecy bez krępacji dokonywali tego rodzaju zabójstwa: dokładnie rzecz biorąc, to ojciec dziecka mógł już po jego narodzeniu podjąć taką decyzję. Im dalej w las historii, tym więcej wstrząsających przykładów.
To jednak, co uderzyło mnie chyba najbardziej, to odkrycie, że od zarania wieków ludzie widzą przeszłe zwyczaje jako moralnie niedopuszczalne, a te, które zdają się nadchodzić, jako niebezpieczne. Obawy dotyczące strasznych czasów, które nadchodzą, zdają się doty...