Kaczki

Podróże w głąb siebie

Lekarz mi kazał, więc poszedłem do parku. I chwała mu za to! Bo to, co tam zobaczyłem, wołało o pomstę do nieba. Mówię oczywiście o karmieniu kaczek. Kompletna partyzantka i prowizorka. Paru chwiejnych emerytów kruszy stare buły, ledwo trafiając do wody. Kaczki też jakieś wyliniałe, ospałe. A mnie dwa razy nie trzeba namawiać. 
Zwołałem staruszków pod wierzbę i przemówiłem im do rozumu. Na jutro mieli przyprowadzić co najmniej jednego znajomego lub znajomą, chlebem mieli się nie przejmować – to już moja broszka. Nie byłem pewien, czy dotarło – nic nie powiedzieli, tylko poszurali do wyjścia. A ja uruchomiłem znajomości, parę telefonów i miałem zagwarantowaną dostawę niesprzedanego chleba, kilka bochenków. Na początek wystarczy. 
Następnego ranka stoję pod wierzbą z chlebem, cały w nerwac...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI