Z sercem ryby

inne Praktycznie

Stojąc na pokładzie łodzi rybackiej, czułam się taka mała, czasami żałosna, ale wciąż pełna życia i prawie niezniszczalna.

Daria Grabda: Ufa Pani życiu?
Catherine Poulain: Nie bardzo. Ja kocham życie.

O czym marzyła Pani w dzieciństwie?
Kiedy byłam dzieckiem, chciałam być poszukiwaczem przygód! Wspinałam się na dachy, aby lepiej widzieć świat, drzewa, słupy elektryczne… Kiedy miałam dwanaście lat, zdecydowałam, że pójdę walczyć z partyzantami. Chciałam być weterynarzem, a także pustelnikiem, który będzie żył samotnie w górach wśród swoich krów, albo leśnikiem, ale w tamtym czasie to było zajęcie wyłącznie dla mężczyzn. Śniło mi się, że będę drugą Calamity Jane [kobieta rewolwerowiec, znajoma Dzikiego Billa Hickoka, amerykańskiego bohatera narodowego – przyp. red]. Nigdy nie marzyłam o domu, mężczyźnie, dzieciach. To nie dla mnie. Chciałam działać i być tak blisko natury, jak tylko to możliwe. Co zrobiłam z moim życiem? Nie wiem. Zrobiłam tak mało, ale robiłam, co mogłam. Czasami czujesz, że zaczęłaś przygodę, a ona już prawie się kończy.

Czy dla marzeń opuściła Pani Prowansję, wyruszyła w podróż w nieznane? To było poszukiwanie czegoś nowego czy może ucieczka przed czymś znanym?
Prowansja, Paryż, góry – kogo to obchodzi? Nieważne, jakie miejsce opuszczasz, skąd wyjeżdżasz. Czasami musisz to zrobić – dla własnego przetrwania albo by pozostać wiernym temu, czego szukałaś przez całe życie. Może chodzi o przetrwanie duszy? Przede wszystkim jednak jest to kwestia przetrwania fizycznego lub mentalnego. Reszta jest drugorzędna. Reszta to tylko wybór.

Jak to jest, że kobieta z domu pełnego kobiet zaciąga się na kuter, gdzie pracują sami mężczyźni?
Pracowałam z mężczyznami na długo przed tym, nim zaciągnęłam się do pracy na kutrze rybac[-]kim. Od wielu lat pracowałam fizycznie, ciesząc się rodzajem braterstwa, które pojawia się w takich chwilach, braterstwa dużo mniej skomplikowanego niż to, czego doświadczyłam chociażby w swojej rodzinie. Czasami ta współpraca bywała trudna; gdy któryś z mężczyzn się upijał i stawał się napalony, musiałam się bronić. Ale to jest część takiego życia. Dlaczego kobieta nie mogłaby się bronić, uderzając mężczyznę czy kopiąc go w podbrzusze? Potem zazwyczaj wszystko wracało do porządku. Bardzo lubię ten rodzaj relacji. To dobra zabawa. Czasem wydaje mi się, że moje życie to western z kowbojami i kowbojkami! Mam wrażenie, że wracam wtedy do dzieciństwa. To wszystko nie dzieje się tylko w wyobraźni, można wtedy dużo szybciej dotrzeć do tego, co najważniejsze.

Dlaczego wybrała Pani Alaskę i tak trudną pracę na kutrze?
Alaska jest „ostatnim bastionem”. Wydaje się, że tam kończy się jeden świat i zaczyna się inny. Czułam potrzebę poszukiwania tego, co przede mną, a co dzikie i nieznane. Musisz wciąż przekraczać swoje granice, żeby odkryć, że one poruszają się razem z tobą. Zawsze dalej i dalej.

W książce Wielki marynarz pisze Pani o trudnych momentach, ciężkiej fizycznej pracy, braku odpoczynku, utracie kciuka. Co było w tym najtrudniejsze?
Najtrudniejsze na łodzi rybackiej były chyba wątp[-]liwości, strach przed męskimi krzykiem i świadomość, że jesteśmy odcięci i nie ma p...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI