Uśpione nuty

Style życia

Gdy usłyszałem mowę noblowską Olgi Tokarczuk, zrobiło mi się żal umarłych nut tak bardzo, że… zabrałem się do pracy.

Operacja się udała, wyniki badań potwierdziły, że organizm także wygrał walkę. Za mną kilka tygodni wypełnionych rehabilitacją, podkręcaną okrzykami rehabilitantów: „Panie Jerzy, proszę się postarać”, „Jeszcze trochę maestro, jeszcze…”. Wydawało się, że dzięki postępom ortopedii i staraniom, by mnie usprawnić, wszystko wróci do normy, ale nie wróciło, mimo że przez moją głowę ciągle przetaczała się myśl: Zobowiązałeś się napisać kompozycję na flet z orkiestrą, i już dawno na trzy akordeony. Wysilałem mózg, ale natrafiałem na pustkę! Usiłowałem pokonać niemoc twórczą, zasiadając nad poliniowaną kartką, za przykładem Szostakowicza, który – gdy opuszczała go wena – zaczynał od pisania jakichkolwiek nut. Niestety, to też nie działało. Sytuację pogarszały telefony od przyjaciół, ponieważ każdy pytał, jak się czuję, a zaraz potem – czy coś piszę. To było okropne! Czułem się jak ktoś przyłapany na lenistwie, rozpieszczony maminsynek, który nie może się pozbierać po przykrym wyda...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI