"Przebodźcowani" - przeczytaj fragment książki!

Artykuł sponsorowany

Jesteśmy przeciążeni. W ciągłej gonitwie, pod presją czasu i oczekiwań, w kołowrocie codzienności czujemy, że to dla nas zbyt wiele. Czy możemy coś z tym zrobić? Czy istnieje recepta na współczesność? O radzeniu sobie z tym, co nas przytłacza pisze Urszula Sołtys-Para - psycholożka i psychoterapeutka w swojej najnowszej książce „Przebodźcowani. Szukając siebie w świecie nadmiaru”. Poniżej prezentujemy jej fragment.

Mniej wiadomości

Mam wrażenie, że non stop przedzieramy się przez gąszcze informacji, newsów, książek, podcastów, audycji, wszystkiego — no i trochę bez sensu to piszę, jak hipokrytka jedna, bo w tym momencie przecież sama dorzucam swoją cegiełkę do tego stosu i mnożę byty tą moją książką… Ale może prawdziwą trudnością jest wybór? Decyzja o tym, co chcę czytać, co chcę oglądać — i mogę wybierać. Nie znaczy to jednak, że wybór jest prosty, gdy wszystkiego taka obfitość do przesytu…

Przedzieramy się, ale ile można? Na jak długo starczy nam sił? Ile w tym wszystkim w ogóle możemy błądzić, kiedy teraz — podobno — wszystko już jest? Wszystko, co miało być powiedziane, zostało powiedziane i wszystko jest postmodernistycznym warkoczem, zaplatanym z wątków, które snute są od lat, a które w ostatnich dziesięcioleciach snute są w wybitnie szybkim tempie na błyskawicznej maszynie dziergającej. I możemy coś z nich wybierać, zaplatać nowe wzory i nadawać nowe znaczenia temu, co odkrywamy. I pleciemy tak, pleciemy swoje życie, a w nim swoje treści i swoje bajki…

***

Aby zachować spokój, dobrze unikać czytania i oglądania wiadomości — zwłaszcza tych telewizyjnych i internetowych. Zauważ, w jakim tempie narracji dramatu i przesady konstruowany jest przekaz informacyjny — a wszystko po to, by przykuć Twoją uwagę. Ewolucyjnie tak mamy, że strach ma nas ostrzegać i jest bardzo dobrą i przydatną emocją! Kiedy się boimy, jesteśmy czujni i uważni. I na tym bazują przekazy medialne. W zaburzeniach lękowych bardzo pomaga odcięcie się od bycia na bieżąco z newsami. Ale nawet jeśli szczęśliwie nie zmagasz się z takimi trudnościami, sprawdź — jak to na Ciebie wpłynie, kiedy zrezygnujesz z wiadomości? Gdy będziesz słuchać/czytać/oglądać różne newsy rzadziej, może co drugi, trzeci dzień? Może na początek raz dziennie?

Naprawdę ważne wiadomości i tak Cię dopadną — wcześniej czy później.

Kto o tym decyduje, jakimi treściami karmisz swój umysł i jakie obrazy w nim ukorzeniasz?

Czy nie dzieje się tak nieraz nawykowo, z jakiegoś przyzwyczajenia?

Wiem, że niektórzy mają w domach wielkie telewizory, a w nich na okrągło migoczą w tle zmieniające się obrazy ze stacji emitujących wiadomości przez całą dobę… I tak się zastanawiam… Po co?

To nieprawda, że musisz być ze wszystkim na bieżąco. Jeżeli wiesz, że ta chwila się nie powtórzy, że tu i teraz jesteś tylko teraz, to jak ten czas chcesz spędzić ze sobą i dla siebie? Co naprawdę będzie Ci służyło? No chyba że masz przyjemność w analizowaniu danych medialnych — wtedy oczywiście, jasne, w takim wypadku podejmujesz decyzje w zgodzie ze sobą, jak się domyślam. Ale co, jeżeli to wszystko dzieje się niemal bezrefleksyjnie, na jakimś autopilocie?

Zawsze jest coś za coś, że się tak powtórzę kolejny raz. Co zyskujesz, gdy jesteś w świecie newsów politycznych, plotek z życia celebrytów, światów instagramowych i fejsbukowych swoich znajomych i „znajomych”? A co wtedy tracisz?

Gdy jest mniej bodźców z zewnątrz, jest mniej przytłoczenia i więcej powietrza dokoła… Znów uciekamy od jednego „P” do innego:

powietrze

 

przytłoczenie

piękno

ZAMIAST

przeciętność

przyjaźń

 

pustka

pragnienia

 

powinności

I znane Ci już:

przestrzeń

 

presja

powolność

ZAMIAST

pośpiech

przyjemność

 

perfekcjonizm


Niepowtarzalne chwile

Tak często mamy wyrzuty, że mogliśmy inaczej, co innego zrobić albo powiedzieć — znasz to? Kto nie zna, niech da znać! Kto nigdy nie miał refleksji poniewczasie, że: „Mogłam/mogłem postąpić inaczej”? Jeżeli takich myśli jest dużo, to rozpleniają się jak niechciane chwasty i oplotą nasz rozum i nasze uczucia. A przecież gdybyśmy wtedy wiedzieli to, co wiemy teraz, to postąpilibyśmy prawdopodobnie w inny sposób. Ale nie wiedzieliśmy. Wiemy dopiero teraz. A tam i wtedy podjęliśmy najlepszą na tamten moment decyzję, najlepszą, na jaką było nas stać w świetle naszej ówczesnej wiedzy i zasobów (doświadczenia, odwagi etc).

Tak, przyznaję, chciałabym umieć cofać się w czasie jak Tim w filmie Czas na miłość (oh, jak ja uwielbiam ten film!): zmieniać decyzje, zareagować w inny sposób, wybrać inaczej, powiedzieć mądrzejsze słowa, rzucić ciętą ripostą, wykazać się odwagą.

No ale niestety — nie mam wpływu na zmianę przeszłości. Zostaje mi to, co tu i teraz i lekka orientacja na przyszłość.

Co mi czasem pomaga? Być może refleksja, do jakiej doszedł i Tim we wspominanym powyżej filmie: doceniaj każdą chwilę, żyj tak, aby w pełni przeżyć ją tu i teraz, tak intensywnie, aby nie potrzebować już przeżywać jej ponownie. A każda jest wyjątkowa — jedyna i niepowtarzalna.

(I oczywiście nie zawsze mi się udaje ten optymistyczny zamysł, no ale całe życie się uczymy i rozwijamy — i tego się będę trzymać.)

Offline

Świat online wciąga. Możesz być tutaj, a naprawdę w rozproszeniu, gdy „plumkają” Ci powiadomienia — Facebook, Messenger, WhatsApp, SMS-y, maile i co tam kto jeszcze ma. W momencie, kiedy to czytasz, istnieją być może inne komunikatory, a te wspomniane przeze mnie już odeszły do lamusa. Potrzeba naprawdę dużo samodyscypliny, by wszystko wyłączyć, odłożyć, odciąć się chociaż na chwilę i skupić na tu i teraz w realu. Tego nam brakuje. Wyciszenia i odosobnienia — takiego zdrowego, na spokojnie, dla zebrania myśli. Często rozmawiam z przemęczonymi ludźmi, przytłoczonymi nadmiarem wszelkiego rodzaju bodźców, w tym tych sączących się z Internetu. Czują się zobowiązani, aby przeczytać od razu to, co do nich przyszło — oczywiście jak najszybciej; i odpisać — najlepiej natychmiast. Równocześnie marzą o tym, aby chociaż na chwilę odciąć się i zanurzyć w ciszy, powrócić do idei „jedna rzecz na raz”, bez wchodzenia w multitasking. Daliśmy sobie wmówić, że to jest wielka wartość — bycie wielozadaniowcem. Nikt nie powiedział o kosztach. Ani o tym, że efekty będą marne, gdy równocześnie robimy miliony aktywności.

W świecie pracy zdalnej odciąć się jest jeszcze trudniej. Kiedy praca przenika w mury domu — sypialnia staje się biurem, a w telekonferencji uczestniczysz przy krojeniu sałatki — to wszystko się łączy, miesza, splata i… oplata, prowadząc do paraliżu. Ta niemoc może osłabiać. A jeszcze i „po godzinach” znajdzie się klient, który ma „tylko jedno pytanie” i chce o coś na szybko zapytać albo zlecić „krótkie zadanie”. Niektórzy pracują w ten sposób na etatach, inni mają własną działalność gospodarczą i poczucie, że całą dobę są w pracy — przyjmując zlecenia o każdej porze, odbierając telefony i odpisując na maile od potencjalnych klientów/pacjentów/usługobiorców.

Poza tym sami jesteśmy głodni wszystkiego, a Internet jakby słyszał zaklęcie „stoliczku, nakryj się” — i oferuje to, czego pożądamy: filmy i piosenki, wywiady i wykłady, webinary i szkolenia, oferty biur podróży, portale randkowe, konta bankowe, pomiary tętna i krokomierze, sklepy ze wszystkim, nieskończona ilość przepisów kulinarnych i innych porad: jak sprzątać, jak się uczyć, jak odżywiać, jak dbać o dłonie, jak efektywnie zarabiać, jak szczęśliwie żyć… To wszystko może tylko przytłaczać, ale na pewno nie uszczęśliwiać. Chyba że jakoś się wyswobodzisz z tej gęstwiny, która przypomina mi czasem chmarę bzyczących i kąsających komarów. Pamiętaj, że nie Ty jesteś dla Internetu, ale Internet dla Ciebie, chociaż oczywiście twórcy reklam wmawiają Ci inaczej. Kiedy szukasz nowych butów — wtedy przeglądaj oferty butów; ale kiedy nie planujesz zakupów — nie wchodź w każdą wyświetlającą się reklamę sklepów obuwniczych. Bo po co? Wiem, że to wciąga, bo sama oczywiście się łapię na tym, że chcę kupić spodnie, a nagle przeglądam sukienki; albo szukam konkretnej książki, a czytam recenzje wielu innych; chcę sprawdzić prognozę pogody, a wciągają mnie nieistotne „psychotesty”…

Nie chcę w ogóle rozwijać wątku uzależnienia od gier komputerowych, Internetu, lęku zwanego FOMO. To już tematy wymagające innych publikacji i zdecydowanych oddziaływań terapeutycznych. Ja w tym miejscu piszę jedynie z pozycji działań profilaktycznych. Chciałabym uwrażliwić na zjawiska, które obserwuję, i ich potencjalne konsekwencje, dlatego wybacz, jeżeli trochę upraszczam.

Gdy uzależnieni od nikotyny rodzice tłumaczą swoim nastoletnim dzieciom, że palenie papierosów jest niezdrowe, to efekt jest marny. Podobnie z Internetem. Nie widzę szansy na pomoc dzieciom i młodzieży w ograniczaniu ich życia online, kiedy to my, dorośli, także spędzamy więcej czasu w sieci niż w realności. Spędzamy czas w sieci i utykamy w niej jak ryby. A wiemy, jak kończą ryby złapane w sieci…

***

Czasem pomaga niewiele — wyciszenie telefonu, aby nie być w stanie ciągłego alertu, czujności, reakcji na dźwięki i odruchowego sprawdzania każdego sygnału; albo umówienie się z samym sobą, kiedy jestem dostępny(-na) dla świata, a kiedy już nie; w jakich godzinach odpisujesz na wiadomości, a w jakich niczego nie sprawdzasz.

Przekonaj się, czy coś się zmieni, kiedy zorganizujesz sobie więcej ciszy wokół siebie. Znajdź swój balans między chaosem a spokojem …

Czy to wymagający szef „każe nam” zaglądać do poczty elektronicznej podczas rodzinnego obiadu, czy raczej cyfrowe uzależnienie i łaknienie dopaminy? A może jednak czasami mamy wybór, tylko niechętnie z niego korzystamy? Być może błędnie zakładamy, że nie odpowiadając na e-mail po godzinach, stracimy coś z wizerunku oddanego pracownika? A może w czasach, gdy hasła w rodzaju: „uwijaj się szybciej” i „zasuwaj od świtu do nocy” nie są ironiczne, tylko aspiracyjne, wielu z nas postrzega własną wartość jako nierozerwalnie splecioną z produktywnością i wysokością zarobków i właśnie dlatego przedkładamy płynące z pracy żądania ponad wszystko inne?

— pyta Noreena Hertz w książce Stulecie samotnych, o której już kilkakrotnie wspominałam.

A mnie uderzają słowa, że może jednak czasami mamy wybór?

Kto włącza Twój telefon, odpisuje na Twoje maile, odbiera służbowe telefony po 20:00?

Czy jesteś ratownikiem medycznym? Jeśli tak, to rozumiem, że w Twoim przypadku praca jest naprawdę sprawą życia i śmierci, ALE nawet ratownik miewa także dni wolne od pracy. Dyspozycyjny jest wtedy, gdy jest na dyżurze.

Fragment pochodzi z książki „Przebodźcowani. Szukając siebie w świecie nadmiaru” Urszuli Sołtys-Pary, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Sensus.

Ksiażkę można kupić tutaj: https://sensus.pl/go-przebodzcowani-online
 

Fot. Angelika Wojsa

 

O autorce: Urszula Sołtys – Para: psycholożka i psychoterapeutka ericksonowska. Dwanaście lat związana z Poradnią Psychologiczno-Pedagogiczną na Katowickim Nikiszowcu (2005-2017). Aktualnie prowadzi prywatną praktykę psychoterapeutyczną, pracuje z osobami dorosłymi, z parami i rodzinami. Autorka poradników „Moc relacji. Jak się dogadać z dzieckiem, by zyskać spokój” i „Dziecko wysoko wrażliwe. Jak je mądrze wychować i wspierać”. Współautorka podcastu „Wspólne słowa”, w którym (razem z Anną Dankowską) popularyzuje wiedzę z zakresu psychologii.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI