Posłuszni do ostatniego volta

Mózg i umysł Praktycznie

W historii świata wiele zła wyrządziło posłuszeństwo. Okazuje się, że ludzie nadal gotowi są razić prądem inną osobę tylko dlatego, że polecił im to autorytet. Jak uniknąć pułapki posłuszeństwa? Jest na to sposób.

Dorota Krzemionka: W prowadzonych przez was eksperymentach od 70 do 90 proc. osób badanych gotowych było na polecenie profesora razić prądem inną osobę. Choć znaliście wyniki badań Milgrama, to byliście zaskoczeni, potem zaniepokojeni, a w końcu zasmuceni.
Dariusz Doliński: To było dla nas koszmarne doświadczenie – patrzeć, jak łatwo ludzie spełniają nasze polecenia. Rzadko musieliśmy ich upominać, by to zrobili, bo pojawiało się u nich jakieś wahanie. Zwykle po prostu naciskali kolejny przycisk potencjometru – bez zapału, ale i bez ociągania.
Tomasz Grzyb: Choć, poza wyjątkami, nie było też badanych, którzy czerpaliby satysfakcję z tego, co robią.
Dariusz Doliński: Jeden z badanych ciągle powtarzał: „Mnie to frajdy nie sprawia”. Wyraźnie zdegustowany, wciskał jednak kolejne przyciski.

Widać było, że badani nie chcą tego robić, a jednak to robili! Dlaczego?
Dariusz Doliński: Sam Milgram tłumaczył zachowanie uczestników specyficzną relacją z autorytetem – badany czuje się zwolniony z odpowiedzialności za skutki swych działań. Ważna jest też niejasność i niezwykłość sytuacji, w jakiej ktoś się znalazł. Ale przede wszystkim powodem jest bezrefleksyjność. Na polecenie autorytetu często robimy coś i nie zastanawiamy się, dlaczego.
Tomasz Grzyb: Niektóre wypowiedzi badanych wskazywały, że mają oni świadomość, iż robią źle. Był człowiek niezamożny, prawdopodobnie bezrobotny, przynajmniej takie wrażenie sprawiał, a 50 zł, bo tyle płaciliśmy za udział w badaniu, mogło być dla niego atrakcyjną sumą. Trafił akurat do grupy, gdzie płaciliśmy 5 zł za każde naciśnięcie przycisku. Zakładaliśmy bowiem, że ktoś, kto z góry otrzymał pieniądze za udział, będzie się czuł bardziej zobowiązany, by do końca wykonywać polecenia. Natomiast otrzymując pieniądze po każdym kolejnym naciśnięciu przycisku, częściej dojdzie do wniosku: „Ok, coś mnie kosztowało, by tu przyjechać, zarobiłem już 10 albo 20 złotych, więc wycofuję się, nie chcę mieć z tym nic wspólnego”. Okazało się, że nie miało to żadnego znaczenia. Natomiast wspomniany człowiek za każdym razem, gdy miał nacisnąć przycisk, mówił: „Wie pan, ja bym tego nie zrobił, ale widzi pan, jaka jest sytuacja”. Czyli wiedział, że nie powinien tego robić, ale czuł, że każde 5 zł w jakiś sposób go ratuje. Jakoś się usprawiedliwiał – gdyby był zamożniejszy, mógłby sobie pozwolić na luksus odmówienia.
Dariusz Doliński: I kto wie, czy by tak nie było.

Niektórzy zatem przeżywali wewnętrzny konflikt. Czy to nie wystarczyło, by nabrać wątpliwości i przestawić się na tryb refleksyjny?
Dariusz Doliński: Nie przy takim napięciu i zaskoczeniu. Pamiętajmy, że uczestnik przychodzi do laboratorium przekonany, że będzie badana jego pamięć. Nagle sytuacja się zmienia. Dodatkowo jego uwaga jest skoncentrowana na tym, co się dzieje; musi robić wiele rzeczy naraz. Jest zdezorientowany, nie ma chwili na zastanowienie. Wszystko to sprzyja bezrefleksyjności.
Tomasz Grzyb: Badania pokazują, że pod wpływem silnego pobudzenia emocjonalnego, a jesteśmy przekonani, że doświadczali go nasi badani, ludzie zachowują się bardziej konformistycznie i automatycznie. W tych warunkach mogli więc uznać, że powinni zachować się zgodnie z tym, co mówi norma, a ona mówi: słuchaj człowieka, który jest profesorem i wydaje ci polecenia. Jeden z badanych bezrefleksyjnie powtarzał: „Właściwie
co się stało? Naciskałem i już”. Choć tłumaczyliśmy mu, że mógł drugiej osobie sprawiać ból, wydawało się to do niego nie docierać.
Dariusz Doliński: Inny, gdy po eksperymencie pytaliśmy, dlaczego tak się zachował, spytał: „Czy ja coś złego zrobiłem? Przecież pan mi kazał”. „Przecież może się zdarzyć” – zastrzegłem – „że ktoś, kto jest profesorem psychologii, zwariował i poleca zrobić coś absurdalnego”. Na co badany: „Ale ciągle pozostaje autorytetem, więc o co chodzi?”. Wobec takiej narracji byliśmy bez szans.

„Na drodze najmniejszego oporu zawodzą najsilniejsze hamulce” – mówi Stanisław Jerzy Lec. A Daniel Gilbert twierdzi, że wystarczy wcisnąć pierwszy przycisk. Pojawia się tzw. stopa w drzwiach...
Dariusz Doliński: Sprawdzaliśmy to i okazało się, że jeśli badani wcisnęli pierwszy przycisk, to potem wciskali kolejne. Ale gdy mieli wcisnąć od razu dziesiąty, też wciskali. Czyli nie chodzi o stopę w drzwiach. Robert Cialdini, z którym rozmawialiśmy o naszym eksperymencie, powiedział, że być może pierwsze polecenie autorytetu w takich sytuacjach ludzie zwykle wypełniają bezrefleksyjnie, bezmyślnie, bez względu na to, czy dotyczy to pierwszego, czy kolejnego przycisku. I to jest ten haczyk, na który się łapią.

Bo jeśli już raz kogoś posłuchałam, to w którym momencie mu się sprzeciwić?
Dariusz Doliński: Choć był wyjątek od tej reguły, czyli refleksyjne zachowanie pani, która zrobiła coś, czego nie przewidzieliśmy – mianowicie spytała ucznia: „Czy chcesz kontynuować?”.
Dariusz Doliński: Pominęła autorytet i zwróciła się do ofiary, tym bardziej że zgodnie z instrukcją obie osoby mogły się wycofać. Spytała więc ucznia, czy nadal chce brać w tym udział.
Tomasz Grzyb: Uczeń – czyli ja – milczał zaskoczony, bo nie mieliśmy scenariusza na taką okoliczność.
Dariusz Doliński: Jako eksperymentator stwierdziłem: „Skoro on milczy, to znaczy, że się zgadza, proszę kontynuować”. Na co pani: „Nie, to tamten pan ma się wypowiedzieć, że się zgadza, inaczej nie będę naciskała”. A ponieważ uczeń się nie odzywał, zakończyła swój udział. Jako jedyna z blisko trzystu badanych osób zachowała się w pełni racjonalnie.

Co różniło tych, którzy spełniali polecenia do końca, od tych – nielicznych – którzy odmawiali?
Dariusz Doliński: Otóż nic. Sam Milgram zakładał, że skoro nie wszyscy doszli do końca skali, to istnieją jakieś różnice indywidualne, ale nie zdołał ich odkryć. W naszych badaniach okazało się, że nie ma znaczenia płeć ucznia ani osobowość, ani możliwość rewanżu. A jeśli nawet te czynniki działają, to ich wpływ jest słaby.
Tomasz Grzyb: Także empatia nie wpływała na zachowania badanych. A wydawało nam się, że jeśli ktoś jest empatyczny, to powinien bardziej odczuwać, co czuje uczeń i odmówić zadawania mu bólu. Podobnie sądziliśmy, że osoby bardziej wewnątrzsterowne powinny się mocniej opierać. Okazało się, że to też nie miało znaczenia. Ten eksperyment pokazał, jak bardzo się myliliśmy, bo oczywiście mieliśmy pewne hipotezy doty...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI