„Daliśmy radę, chłopaku” – przeczytaj fragment książki!

Materiały partnera News

Wybitny aktor, zdobywca Oscara, Sir Anthony Hopkins opowiada w szczery sposób o swojej wyjątkowej karierze kinowej i teatralnej, dzieciństwie i zawiłej drodze, która doprowadziła go do życiowej równowagi. Poniżej prezentujemy fragment jego biografii, która niedawno ukazazała się nakładem Wydawnictwa Marginesy.

Króla Leara zagrałem po raz pierwszy w 1986 roku w National Theatre. Była to ciekawa produkcja w reżyserii Davida Hare’a. Niestety, zupełnie nie trafiłem z podejściem do tej postaci. Miałem czterdzieści osiem lat, byłem o wiele za młody i sam czułem, że nie udało mi się uchwycić sedna. Trzydzieści lat później pomyślałem, że spróbuję jeszcze raz. W 2017 roku obsadzono mnie w roli króla Leara w filmie reżyserowanym

POLECAMY

przez sir Richarda Eyre’a. Byłem dojrzałym mężczyzną i miałem lepszy pomysł, jak go zagrać. Nie wątpiłem, że siedemdziesiąt dziewięć lat życia pozwoliło mi zgromadzić wystarczająco dużo informacji o bólach i rozterkach, zwłaszcza typowych dla starszego wieku, abym mógł dobrze wywiązać się z tego zadania. Wiedziałem już, być może aż za dobrze, że upór sprawia innym ból. Tak jak mężczyźni z mojej rodziny, król Lear ma w sobie stłumiony gniew i samotność. Mój dziadek, ojciec i ja często reagowaliśmy w ten sposób: „Ach tak? To w takim razie mam was wszystkich gdzieś!”.

Postrzegałem Leara również jako osobę głęboko skrzywdzoną przez kobiety. Swoją interpretację oparłem na założeniu, że matka Kordelii zmarła przy porodzie, a Lear schował żal po jej stracie w najdalszych zakamarkach duszy. Postanowił wychować Kordelię na chłopczycę.

Lear to stary, pokiereszowany wojownik, człowiek wybuchowy, który nie dopuszcza do siebie ciepła przyjaźni. To, jak to się mówi, nie jego bajka. Miałem w sobie nieustępliwość ojca i dziadka. Jedyny ślad łagodności u króla Leara stanowiła jego miłość do Kordelii. Dwie starsze córki były przebiegłymi kobietami. Przejrzał je na wylot. Wiedział, że są chciwe i żądne władzy. Pogardzały nim, ponieważ nie były w stanie mu wybaczyć tego, kim był: zimnym, starym żołnierzem o żelaznej woli. Ufał, że nauczył najmłodszą z córek siły i wojowniczości.

Podczas ceremonii podziału królestwa na trzy części, po jednej dla każdej z córek, jest przekonany, że przemowy wygłoszone przez dwie starsze córki są nieszczere, ponieważ mają na celu wyłącznie wyłudzenie większej części królestwa. Zna dobrze Regan i Goneril, wie, że ćwiczyły swoje przemówienia, żeby nadać im ton miłości i oddania.

Król darowuje córkom należne im części królestwa i je odprawia. Transakcja przebiega sprawnie. Następnie zwraca się do najmłodszej córki, żeby posłuchać dla odmiany szczerego wyznania uczuć. Dzięki temu chce zaznać spełnienia, ukojenia, a może i miłości, o której niewiele wie.

Kordelia jednak mówi prawdę. Nie może dać ojcu pełni miłości, ponieważ teraz całą swoją miłość i całe oddanie musi zachować dla męża. W pierwszej chwili Lear myśli, że córka żartuje. „Z niczego nic rośnie – mówi do niej. – Przemów raz jeszcze”. Kordelia odmawia nagięcia się do woli ojca, na co ten wpada w furię i wypędza ją, próbując w ten sposób ukryć zdziwienie i poniżenie.

Czasami aktorzy odgrywają pierwszy akt „Króla Leara” na romantyczną modłę, jakby był zakochany we własnej córce, ale tej roli nie należy grać w sposób sentymentalny. Sprawdzają się tu nieodgadniony wyraz twarzy i sztywność postawy. Lear nie przyjmuje miłości, mimo że jej brak go deprymuje. Na początku dramatu jego serce jest zamknięte. To człowiek w typie tych, którzy pracowali przez kilkadziesiąt lat w walijskich hutach, którzy skolonizowali Dziki Zachód, którzy podbijali narody.

Reszta dramatu pokazuje, jak Lear stopniowo zdaje sobie sprawę, ile kosztowało go okrucieństwo. Skazany na wygnanie wyrusza w dzicz. Zostaje królem łachmaniarzem, a Błazen daje mu podkowę zamiast korony. Ten symbol zawsze głęboko mnie poruszał. Ojciec opowiadał mi kiedyś o swoim ukochanym koniu, którym codziennie się opiekował. Gdy koń padł, ojciec, wówczas dziewiętnastolatek, się rozpłakał. Jego ojciec zaczął się z niego śmiać, kazał mu być mężczyzną. Ojciec trzymał podkowę tamtego konia w kuchennej szufladzie jako talizman męstwa.

Trzy tygodnie przed rozpoczęciem prób do „Króla Leara” zacząłem grę w serialu produkcji HBO zatytułowanym „Westworld”. Ostatniego dnia zdjęć znalazłem na stoliku w rekwizytorni starą podkowę. Zapytałem asystenta rekwizytora, czy mógłbym ją odkupić do roli w „Królu Learze”, a on pozwolił mi ją wziąć za darmo. Użyłem jej jako korony od Błazna w filmie.

Pod koniec dramatu, kiedy Lear ciągnie ciało martwej Kor­delii – „Zgasła na wieki!” – pomyślałem o tym, jaki nieustraszony był mój ojciec w obliczu śmierci. „No cóż, wszyscy skończymy jako martwy zewłok” – mawiał. Tak samo jak Lear nienawidził delikatności i kruchości.

Nawet po śmierci Kordelii Lear zapiera się, że nie będzie płakał, chociaż po jakimś czasie załamuje się i łka, tak samo jak mój ojciec. Nawet dziadek Yeats płakał po śmierci swojej ukochanej córki Jenny, zanim na powrót wzniósł mur obojętności i nie uronił już później ani jednej łzy, ani po niej, ani po nikim innym.

Pokonany, ujarzmiony Lear, sam na sam z mądrym Błaznem, zdaje sobie wreszcie sprawę, jak źle potraktował jedyną osobę, która darzyła go szczerą miłością. W tym filmie kwestia, która wywarła na mnie największe wrażenie spośród wszystkich, jakie kiedykolwiek wypowiedziałem, brzmi: „Pokrzywdziłem ją”.

Mówiąc te słowa, odczułem, chyba po raz pierwszy w życiu, jak bardzo skrzywdziłem własną córkę, Abigail. „Pokrzywdziłem ją”. Przypomniałem sobie, że jako niemowlę rozpromieniała się, gdy wchodziłem do pokoju. Przypomniałem sobie pożegnanie z nią tego wieczoru, kiedy się wyprowadziłem. Przypomniałem sobie, jak później próbowałem naprawić naszą relację, niestety bezskutecznie. Przypomniałem sobie, jak się poddałem. Jako Lear, ale i jako ja sam, wybuchnąłem płaczem. Zacząłem się zastanawiać, czy coś we mnie nie pękło w domu rodziców, coś, co odebrało mi zdolność bycia ojcem. Cofnąłem się myślą do tego popołudnia ponad sześćdziesiąt lat wcześniej, gdy stałem w ciasnej, dusznej kuchni za piekarnią z matką i ojcem. Byli cisi i zrezygnowani, a ja w tamtej przełomowej chwili zdałem sobie sprawę, że jeszcze im pokażę – matce, ojcu i każdemu w zasięgu słuchu – że mam w sobie siłę, która wszystko odmieni.

Wtedy właśnie podjąłem decyzję, że koniec z wykrętami, niezdecydowaniem i chowaniem się po kątach. Odniosę sukces. Zatrzymałem danse macabre spoufalania się i przytakiwania. Koniec z tym.

Z jednej strony nowa determinacja przyniosła mi nieustępliwość, dzięki której tak wiele udało mi się osiągnąć, ale z drugiej mogła też być nie do zniesienia dla tych, których kochałem.

Gdy uświadomiłem sobie, że byłem złym ojcem dla Abigail, poprzysiągłem sobie nie mieć więcej dzieci, i słowa dotrzymałem. Wiedziałem, że jestem zbyt samolubny. Nie mogłem zrobić tego, co zrobiłem jej, kolejnemu dziecku. W starszym wieku, gdy nareszcie nauczyłem się cierpliwości i życzliwości, mogłem już zostać kimś w rodzaju ojca zastępczego. Okazało się, że jestem otoczony rozmaitymi outsiderami. Widząc kogoś, kto cierpi z powodu samotności, możesz powiedzieć: „Wiem, jak się czujesz”. Nie możesz dać tej osobie zastrzyku, który wyleczy jej dolegliwość, ale możesz przy niej być.

Fragment pochodzi z książki „Daliśmy radę, chłopaku” – biografii Anthony’ego Hopkinsa, która niedawno ukazała się nakładem Wydawnictwa Marginesy.

 

Książkę można kupić tutaj: https://www.empik.com/dalismy-rade-chlopaku-hopkins-anthony,p1666524349,ksiazka-p

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI