Ciasteczkowy potwór

Style życia

Szwedzki towar eksportowy, słynniejszy niż ABBA i August Strindberg – Ingmar Bergman. Jeden z najważniejszych artystów XX wieku niczego nie bał się tak jak śmierci.

„Strach realizuje to, czego się boimy” – zapisał Bergman w swoim dzienniku, a bał się naprawdę wielu rzeczy, na przykład warzyw. Żywił się w zasadzie tylko szwedzkim jogurtem i herbatnikami jednej marki, sprzedawanymi w specjalnej tekturowej tubie. Stawiał ją zawsze na stoliku, przy którym pracował. Gdy tylko zgłodniał, wkładał dłoń do tuby, podważał palcem pierwsze ciasteczko i sięgał po następne – bał się, że to z wierzchu mogło być dotykane przez kogoś obcego. 

Lubił też czerwone mięso, krwiste, z nim jednak musiał uważać. Całe życie cierpiał na choroby układu pokarmowego: zapalenie błony śluzowej żołądka, wrzody, niedrożność jelit, miewał często biegunki (gdy wyrobił sobie pozycję, pracodawcy zawsze gwarantowali mu prywatne WC). Bergman diagnozował u siebie raka. W końcu lekarz, z którym się później zaprzyjaźnił, orzekł, że dolegliwości mają przyczyny psychosomatyczne – problem tkwi w głowie. Przez całe życie cierpiał na bezsenność – spał najwyżej 5 godzin na dobę. Gdy nie spał, pracował, gdy nie spał i nie pracował, co zdarzało się rzadko, romansował...

POLECAMY

Narodziny boga

Trudno wyobrazić sobie współczesne kino bez Ingmara Bergmana. W dokumencie „Więcej niż Bergman” Hynka Pallasa i Jane Magnusson, który swoją premierę miał w 2013 roku, reżyserzy światowego kina pielgrzymują do rezydencji Bergmana na wyspie Fårö, położonej na Morzu Bałtyckim. Są wśród nich twórcy tak różni, jak John Landis, reżyser komediowego hitu „Ghostbusters”, Michael Haneke i Claire Denis, ikony europejskiego kina artystycznego, czy Alejandro González Iñárritu, reżyser oscarowej „Zjawy”. To właśnie Iñárritu, przechadzając się po wyspie, wyznaje, że gdyby kino traktować jako religię, to wyspę Bergmana trzeba by uznać za Mekkę albo co najmniej Watykan. 

Można oczywiście wybierać innych bogów kina, preferować bardziej kolorowych bożków. Bergman wydaje się jednak od nich większy z co najmniej kilku powodów. Pierwszym jest czas: debiutancki film nakręcił w 1946 roku, ostatni – w 2003 roku. Zaczął tworzyć zaraz po drugiej wojnie, a na emeryturę przeszedł po zamachu na WTC. Kino przebyło w tym czasie niesamowitą i długą drogę – od włoskiego neorealizmu do „Władcy Pierścieni”; jeszcze dłuższą przeszedł świat. Drugim – liczba realizacji. Bergman nakręcił nie 5–6 filmów, ale dużo więcej. Jego biografowie skrupulatnie wyliczają: 70 filmów, 100 sztuk teatralnych i słuchowisk radiowych, 3 Oscary, 2 Złote Globy, 1 Złota Palma, 1 Złoty Niedźwiedź, 1 Cezar i wiele innych nagród. Trzeci powód: tematyka. Określenie „bergmanowski” stało się synonimem wagi ciężkiej, wwiercania się w duszę, babrania się w psychice, prześwietlania człowieka, który rani najbliższych i który co jakiś czas grozi pięścią niebiosom za to, że tak zawzięcie milczą. Czwarty – biografia. Bergman miał niezwykłe życie...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI