W bajce Jana Christiana Andersena nie tylko tytułowa Królowa Śniegu jest płci żeńskiej. Niemal wszystkie postaci są dziewczynkami i kobietami. Jednak najważniejszy jest chłopiec, Kaj, który nagle utracił uczucia, a w konsekwencji sprowadził na siebie i najbliższą przyjaciółkę, Gerdę, bajeczne kłopoty. Jest tradycyjna interpretacja przemiany Kaja jako zespołu zaburzeń emocji i zachowania związanego z pokwitaniem, niegdyś nazywanego adolescent turmoil. Jest jeszcze dziarski mąż Księżniczki. I grupa rozbójników. Wszyscy oni pojawiają się w bajce i znikają jak zły czarownik z pierwszego rozdziału. Żeńskich postaci jest sporo. Królowa Śniegu jest uosobieniem zła, a może i seksu wyniszczającego chłopców takich jak Kaj. Przewodząca rozbójnikom Rozbójnica – złą i rozwiązłą alkoholiczką, która – co prawda – zabiera na łupieżcze wyprawy córeczkę, niosąc ją na plecach, ale tylko dlatego, że niczego jej nie odmawia. Jest jeszcze Księżniczka szukająca takiego męża, z którym mogłaby porozmawiać. (Pragnienie Księżniczki wydaje się być nadal popularne wśród kobiet. Przynajmniej zgłaszane jest często przez kobiety niezadowolone z małżeństwa jako przyczyna tego stanu rzeczy). Są cztery starsze kobiety, wszystkie mądre i dobre. Chociaż można poddać w wątpliwość dobroć Wróżki, która pragnie zawłaszczyć Gerdę. Gerda, dziewczęca bohaterka przygód, pełna jest miłości do wybranego chłopca i poświęcenia w poszukiwaniach, kiedy zaginął bez wieści. Ostatnia z pojawiających się w baśni mądrych i dobrych kobiet, Inuitka, otwarcie zapewnia renifera orędującego u niej w sprawie Gerdy (Andersen nie ujawnia płci zwierząt, jakie wprowadza do akcji bajki), że wymienione cnoty dziewczynki zapewnią jej osiągnięcie celu i uwolnienie Kaja z mocy zła.
W tej galerii dobroci i miłości zupełnie nie mieści się Mała Rozbójniczka. Nie ma w niej ani krztyny pokornej nieśmiałości. Wyraża swoje potrzeby z większą nawet otwartością niż Księżniczka, chociaż nie jest żadną księżniczką. Sprawnie przeprowadza swoją wolę. Potrafi powstrzymać mordercze zapędy bandy rozbójników, kiedy mieli zabić Gerdę, bo chciała jej dla siebie jako towarzyszkę. Nie czuje się jednak wszechmocna. Sprawnie włada nożem, z którym się nie rozstaje. Dla bezpieczeństwa. Ale i demonstruje swoją władzę trzymanemu na uwięzi reniferowi, wodząc tym nożem po jego szyi. Może go zabić, ale nie zabija.
Mała Rozbójniczka, chociaż jest córką alkoholiczki, nieumiejącej stawiać dziecku granic ani zapewnić poczucia bezpieczeństwa, wydaje się pełniejszym człowiekiem niż inne postaci z bajki. Żaden pracownik społeczny (niezależnie od płci) nie uznałby za właściwe środowiska, w jakim Mała Rozbójniczka żyje. Ani matki, rozwiązłej alkoholiczki, za wystarczająco dobrą i wydolną w pojedynczym rodzicielstwie. Zalecono
by powierzenie jej opiece instytucji lub rodziny zastępczej. Zwłaszcza zachowanie wobec należącego do niej renifera zostałoby uznane za niewłaściwe i zakwalifikowane jako zaburzenie zachowania: okrucieństwo.
Czy każda demonstracja mocy jest złem lub patologią? Czy z każdego takiego zachowania płynie zło? Czy poza bajkowymi postaciami, takimi jak Gerda, istnieją ludzie, którzy nie mają nigdy potrzeby zrobienia czegoś złego? To retoryczne pytania. Kluczowa jest proporcja między potwierdzającym moc doświadczeniem a odpowiedzialnością za dobro tych, którzy od tej mocy zależą. Jak renifer i Gerda od Małej Rozbójniczki. Tak zależą pracownicy od pracodawcy, małe dzieci od opiekunów. Ale i wyborcy od tych, których dopuścili do sprawowania władzy.
Systemy społeczne łatwo stają się dysfunkcjonalne i, niestety, mają tendencję do utrwalania dysfunkcji, dążąc do zachowania homeostazy – nawet wówczas, kiedy jest dysfunkcjonalna. Dlatego władcy się nie zmieniają. Chyba że zostaną zmienieni na innych.
Z dziećmi, nawet w dysfunkcjonalnych środowiskach, jest inaczej. Na szczęście. Doświadczają swojej siły umożliwiającej im rozwój mimo trudnych warunków. Mała Rozbójniczka, chociaż bajkowa, to przykład takich możliwości, które w rzeczywistości nie są wcale rzadkie. Przecież nie wszyscy, którzy doświadczyli traumy w dzieciństwie, pozostają w potrzebie wszechmocy i panowania nad innymi. Niektórzy, a wcale nie jest ich mało, dostrzegają potrzebę odpowiedzialności i potrafią się nią kierować.
Odpowiedzialność wymaga nie tylko panowania nad potrzebą czynienia zła, ale i folgowanie potrzebie czynienia dobra. A dobra może być też zupa z dyni.
ZUPA Z DYNI
Proporcje na cztery osoby
1/2 litra musu z dyni
1 litr bulionu
2 łyżki pasty imbirowej
4 łyżki śmietany
1 średnia bułka wodna na grzanki
1 łyżka masła
Pasta imbirowa Kazia B.
1 szt. świeżego korzenia imbiru
4 szt. cytryny
4 łyżki miodu
POLECAMY
Pastę imbirową lepiej zrobić dzień wcześniej. Obrać imbir i cytryny, usunąć pestki. Zmieszać z miodem i zmiksować dokładnie. Złożyć w słoiku. Trzymać w chłodzie. Pastę można też jeść samą lub rozpuścić jej małą ilość w szklance ciepłej wody.
Dynię umyć, pokroić w kawałki, usunąć pestki i upiec w temperaturze 175°C. Zajmie to pół godziny. Można dynię też upiec dzień wcześniej.
Ostudzoną dynię obrać z twardej skóry. Zmiksować miąższ na gładką pastę, dodając nieco bulionu. Wegetariańska wersja wymaga bulionu warzywnego, niewegetarianie mogą użyć bulionu mięsnego. Zmieszać odpowiednią porcję musu z dyni z odpowiednią porcją bulionu do uzyskania ulubionej zawiesistości zupy. Najlepsza jest konsystencja kremu. W czasie podgrzewania zupy (uważać, bo chlapie) zrobić grzanki. Pokroić czerstwą bułkę w drobne kostki. Na blaszanej formie rozgrzać w piekarniku łyżkę masła, wsypać pokrojoną bułkę. Pomieszać, żeby kostki wchłonęły masło. Trzymać w temperaturze 175°C, aż się zrumienią, co zajmuje im około 5 minut, zależnie od wilgotności bułki. Na stole do każdego talerza dodać 1/2 łyżki pasty imbirowej i łyżkę śmietany. Wymieszać. Dodać grzanki.