Update duszy, czyli ramadan w Maroku

inne I

Trwa ramadan, święty miesiąc muzułmanów. To czas, kiedy śniadanie je się o zachodzie słońca, a każda noc jest małym świętem. Czas oczyszczenia ciała, umysłu i duszy. Czas, kiedy Bóg daje nam szansę, byśmy stali się lepszymi ludźmi.

Jeśli jesteś turystą i chciałbyś w spokoju zwiedzać teraz Maroko – nie licz na to. Będziesz jedną z niewielu osób, które wykonują jakikolwiek ruch. Po co tak łazisz, skoro sklepy zamknięte, a bezlitosny żar leje się z nieba? Jeśli na szyi dynda ci aparat, a w ręku niesiesz butelkę wody, będziesz bacznie obserwowany. Nie, nic ci nie grozi, po prostu wyglądasz dziwnie. Zachowałbyś się sensowniej, gdybyś spędził dzień, siedząc w kucki w cieniu pod murem i przesuwając się co parę godzin o kilka centymetrów – tak by nie dosięgało cię słońce. Mógłbyś też zajść do kawiarni, gdzie przy pustych stolikach siedzą już mężczyźni, bębniąc palcami o blat. Nic nie zamawiają. Kelnerzy drzemią oparci o bar. Niech cię nie zwiedzie widok sprzedawcy soku. To, że jest, nie znaczy, że wyciśnie choć jedną pomarańczę. Będzie raczej odpoczywał z twarzą zasłoniętą wilgotną chustą. Możesz się zastana- wiać, jakim cudem gospodarka nie upada w kraju, w którym nikt nie pracuje, a autobusy międzymiastowe zatrzymują się przy przydrożnych knajpkach na pół godziny, gdy nadchodzi pora śniadania. I ja przez chwilę nad tym myślałam, ale na darmo... Termin podróży wybrałam w pełni świadomie, mimo to nie posiadałam się ze zdumienia. Chciałam jak najszybciej uciec z wielkiego miasta. Czekałam na tyłach dworca autobusowego w Marakeszu, aż zbierze się komplet chętnych na grand taxi do Ouarzazate. Czułam, jak cudownie zimna jest butelka wody w torbie na moich kolanach. Ale przecież nie wyjmę jej ot tak i nie napiję się. Miałam dość czasu, by zauważyć, że w lipcowym upale faktycznie nikt nic nie pije, nikt nie pali oraz że głodni ludzie nie panują nad nerwami: taksówkarze zdążyli pokłócić się trzy razy, prawie doszło do rękoczynów.

POLECAMY

Post w 50 stopniach
„Kiedy zaczyna się miesiąc ramadan, otwierają się wrota Niebios i zamykają bramy piekielne, a szatan jest skuty łańcuchami.” (Abu Huraira, Sahih Bukhari)
Trwa ramadan, święty miesiąc, w którym anioł Gibril zapisał w sercu Muhammada Słowo Boże; w którym grzechy zostają wymazane, a w autobusach przez bite pięć godzin trzeba słuchać recytacji Koranu. To najważniejszy czas w islamie, jeden z pięciu filarów wiary. Czas, kiedy śniadanie je się o zachodzie słońca, a każda noc jest małym świętem. Jak to możliwe – zastanawiałam się, przybywszy z kraju, w którym post to ryba zamiast mięsa – że ci ludzie naprawdę poszczą?

Fued, znajomy lekarz pracujący z dziećmi, oprowadzał mnie po szpitalu w Errachidii. Przeciskaliśmy się przez zatłoczone korytarze, między siedzącymi i leżącymi na podłodze chorymi; wśród płaczących niemowląt i chudych starców. Unikałam ich natarczywych spojrzeń. Odwracałam wzrok. Oni patrzyli. Patrzyli tak długo, że zaczęłam czuć się niezręcznie.

– Widzisz, jacy biedni są tutaj ludzie – powiedział Fued, kiedy opuściliśmy budynek. – Chcę im pomóc. Dlatego dobrze, że jest ramadan. Mogę choć na chwilę wejść w ich skórę.

Piękna idea, myślę. Jednak mój wąski europejski umysł nie może się nadziwić, że nawet opłukując spieczoną twarz wodą, nie napiją się ukradkiem. Tylko trochę, przecież nikt nie patrzy.

Jeśli nie wytrwasz, odpuścisz, będziesz zgubiony. Chyba że podróżujesz, jesteś kobietą w ciąży lub akurat masz okres – wówczas możesz przerwać post. Albo jeśli silne pragnienie pozbawia cię wzroku, a przed oczami czerń miesza się z bielą. – Wtedy możesz się napić, ale jedynie tyle, by nie umrzeć – zaznacza Ahmed. Ma dwadzieścia pięć lat, jako nastolatek wraz z rodziną porzucił życie nomady, by zamieszkać w saharyjskiej wiosce. Sprzedali zwierzęta, wybudowali dom, z którego okien widać wydmy. Zostały im jedynie dwa wielbłądy; wożą turystów na pustyn...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI