Po co pieszo?

Style życia

Siedem tysięcy kilometrów pokonanych pieszo przez cały Meksyk i USA aż do Kanady uświadomiło mi, jak świetnym lekarstwem na bolączki dzisiejszego świata jest chodzenie.

Arek przyszedł pieszo z Panamy. Poznaliśmy się w Meksyku. Zakochaliśmy się i postanowiliśmy pójść dalej razem. Maszerowaliśmy z południa na północ, do Kanady. Z początku codziennie pokonywaliśmy 20 kilometrów, z czasem podwoiliśmy ten dzienny plan. Szliśmy szosami od rana do późnego popołudnia, z przerwą w godzinach największych upałów. Pchaliśmy wózek dziecięcy. Wieźliśmy w nim dosłownie wszystko, co mieliśmy – namiot, śpiwory, jedzenie, wodę, trochę ubrań… 

Ludzie, których spotykaliśmy w tej podróży, zadawali nam te same pytania. Ale kiedy zasiedzieliśmy się na schodku przed sklepem w jakiejś małej miejscowości, do której nikt nie zajeżdża, rozmowa schodziła na inne tory, na głębsze tematy. 

POLECAMY

Te przypadkowe spotkania i rozmowy tworzyły inny wymiar naszej wędrówki. W cieniu przystanku autobusowego na pustyni, w lokalnej jadłodajni, pod płotem małego gospodarstwa – wszędzie tam rozmawialiśmy o tym, co w tej podróży okazało się najważniejsze i czego nauczyła nas droga.

Nie było wam ciężko na początku?

– pyta señora Flores, sprzedawczyni w sklepiku w pierwszej miejscowości, do której dotarliśmy po przekroczeniu stanu Puebla. Ona sama opowiada o swojej pielgrzymce do Matki Bożej z Juquili. Przez tydzień nie mogła się ruszać, bo takie miała odciski po pielgrzymce.

Tak, było ciężko. Wstałam od komputera i ruszyłam, bez żadnego przygotowania, treningu. Pierwsze trzysta kilometrów szliśmy przez góry w stanie Oaxaca. W ciągu jednego dnia wznosiliśmy się o 800 metrów, by następnego dnia zejść na poziom niższy o 800 metrów. Wchodziliśmy na szczyty, by zaraz zejść w doliny. To był najtrudniejszy etap w całej wędrówce. Dla mnie to była podróż nie tylko w przestrzeni, ale także w głąb siebie, do granic własnej wytrzymałości.

„Góry to zamienione w skały wykrywacze kłamstw, pozwalające człowiekowi poznać samego siebie, a także innych” – powiedział kiedyś niemiecki wspinacz Stefan Glowacz. Idąc przez góry Oaxaki, każdego dnia poznawałam siebie lepiej i odkrywałam, że siła wcale nie mieszka w ciele, ale w psychice. I choć ta wyprawa pozostawiła na moich stopach pełny pakiet dolegliwości podologicznych, to uświadomiła mi też coś, z czego nie zdawałam sobie sprawy: że jestem naprawdę silną kobietą. 

Ale po co pieszo? Nie można normalnie?

– pyta Ángel, lokalny producent mezcalu, czyli alkoholu z agawy. Pyta Josefina, kobieta opiekująca się kościołem w San Gabriel Mixtepec, pod którego dachem rozbijamy się, gdy zbiera się na deszcz. Pyta Jesús, który zjeździł kawał świata.

Owszem – samochodem, autobusem, samolotem jest łatwiej i szybciej. Ale dlaczego miałoby być „normalniej”? Od kiedy „normalnym” sposobem poruszania się jest korzystanie z urządzeń mechanicznych, a nie z siły nóg? Przed przybyciem Hiszpanów po terenach tutejszego Meksyku poruszano się wyłącznie pieszo. Nie używano zwierząt pociągowych i pojazdów na kołach. Gdy Montezuma zażyczył sobie na obiad...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI