Jeśli trajektorię życia porównamy do leja prowadzącego do czarnej dziury (porównanie nie moje, uprzedzam), to znajduję się w punkcie, kiedy nie mam wątpliwości, że dziura istnieje i nie ma szans, by uczepić się krawędzi.
Zgadzam się, trochę późno na tę konstatację, długo krążyłam po szerokich obwodach leja i tej dziury nie było widać. Snułam więc dalekosiężne plany.
„Ewa, kurczę, możesz zostać kosmonautką, twój los jest w twoich rękach, masz czas, jeszcze nic straconego”.
Albo: „Teraz zajmujesz się akurat pisaniem, które jest żmudne i męczące, ale gdybyś chciała zostać maklerem giełdowym, to przecież możesz nauczyć się mnożyć i wkroczyć na Wall Street, nie ma przeszkód”.
„Brakuje ci do pierwszego? To chwilowe, jak się naprawdę sprężysz, to kupisz sobie dom w Hampton...