O pożytkach z tańca

Okiem reporterki

Pewnego jesiennego popołudnia usiadłam w barze Silver Dollar w niewielkim teksańskim mieście, godzinę jazdy od San Antonio. Byłam w podróży służbowej.
Bar był wykończony zbitymi, surowymi balami i sprawiał wrażenie, że budowali go dzielni osadnicy na Dzikim Zachodzie pod ostrzałem Komanczów. Był pełny.
Mniej więcej o piątej po południu na niewielką scenę weszło czterech kowbojów z instrumentami. Wokalista zaczął śpiewać rzewną pieśń o trudnym życiu kierowcy trucka na bezkresach Teksasu, zespół przygrywał muzykę honky tonk. Przy pierwszych taktach, bez zbędnej rozgrzewki i skrępowania (nie chcę być pierwsza na parkiecie), na nieheblowaną podłogę ruszyły pary. Wyglądały też westernowo. I kobiety, i mężczyźni nosili kowbojki, kapelusze z szerokim rondem, pasy z wielkimi sprzączkami i kraciaste koszu...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI