Życie przelatywało mi koło nosa. Właściwie – przez nos. Wielki, wiecznie zaczerwieniony kinol jak rura wydechowa ciężarówki marki Star z pękatą pieczarką na czubie. Jeśli sobie to wyobrażacie, to dodajcie jeszcze raz tyle, zarówno wszerz, jak i wzdłuż, nie przesadzam. Podobno jako mała dziewczynka miałam całkiem normalny nos, ale koło piątego roku życia zaczął rosnąć szybciej niż cała reszta mnie. O wiele szybciej.
Nie mam zdjęć z tamtego okresu, w ogóle nie mam żadnych zdjęć, jedynie w dowodzie osobistym. Dlatego nie używam dowodu, nie biorę kredytów, nie odbieram poleconych, nie melduję się w hotelach. Wiem, że to głupie, bo przecież nie trzeba patrzeć na moje zdjęcie, by widzieć ten mój nochal.
I ludzie go widzą. Tylko jego. Jakby zapytać tych kilku osób, które mnie od czasu do cza...