Ten esej nie będzie dotyczył tęsknoty. O niej napisano już tomy i trudno byłoby zaproponować coś nowego. Wydobądźmy z hymnu Norwidowego raczej kategorię wyboru. Wybór taki może być ściśle powiązany z pytaniem rozstrzygnięcia, rozpoczynanym od partykuły czy. Na każde takie pytanie mogę wszak odpowiedzieć najkrócej, jak można: TAK albo NIE. Norwid domaga się, by między jedną a drugą odpowiedzią nie było – jak powiada – światłocienia. To zresztą zasada ewangeliczna: niech mowa wasza będzie tak – tak; nie – nie. Chrystus swoim uczniom nakazywał nieco metaforycznie, aby byli gorącymi lub zimnymi; ale nie letnimi. Taką radykalną postawę nazywa się w literaturze poświęconej etyce manicheizmem. W klasycznej logice zaś przesądza się, że każde zdanie (oznajmujące) może być albo prawdziwe albo fałszywe, tertium non datur: trzeciej możliwości nie ma.
POLECAMY
Spójnik albo jest więc sygnałem wyboru: wybieraj między TAK i NIE. Wybierać mogę między zdaniami, wskazując prawdziwe, np. Mikołaj Kopernik był Polakiem vs. Mikołaj Kopernik nie był Polakiem. Zgodnie z tymi zasadami klasycznej, zwłaszcza dwuwartościowej, logiki tylko jedno z tych zdań może być prawdziwe. Więc albo – albo. Co prawda respondent może odpowiedzieć na różne sposoby, w szczególności nie wiem. Ale rygoryści tacy jak Norwid domagają się odpowiedzi bez światłocienia. Może więc jednak warto dokonywać wyboru radykalnego, ostrzejszego, zdecydowanego, czyli opartego na spójniku albo, a zwłaszcza na jego wersji wzmocnionej, z powtórzeniem: albo… albo.
Zacznijmy od polskiego tytułu ogromnego dzieła – ni to powieści, ni traktatu filozoficznego – autorstwa pisarza...