Ułuda

Wydawnictwo Świat Książki

Artur Cieślar

Mat wyrusza w podróż, poznaje niezwykłych ludzi, poszukuje, jest coraz bardziej uwikłany w grę czasu, ale i przestrzeń egzotycznego i tajemniczego Orientu. Nie spodziewa się, jak bardzo go to zmieni. Ułuda to powieść drogi, opowieść o iluzji doświadczanej w życiu, o przemijaniu i o śmierci, która nie jest końcem, ale przejściem prowadzącym do nowego. Życie bohatera wydaje się snem. Może jest niekończącą się wędrówką… Ułudą?

O książce:
Ułuda zabrała mój umysł w piękną podróż. Próżno mnie było wołać... Ciało widoczne dla bliskich, obecne w fotelu - nie reagowało. Aż do ostatniej strony.
Katarzyna Nosowska

Powieść zaskakująca na każdym kroku, nieoczywista i pełna emocji. Przeniosłam się wraz z Matim w czasie i przestrzeni, wiązałam się z z jego duszą i ciałem. Bardzo żałowałam, że już dotarłam do ostatniej strony. Ułuda jest jak medytacja, ta książka wprowadza w trans. Dawno nie czytałam czegoś tak chwytającego za serce.
Aleksandra Popławska

O autorze:
Artur Cieślar pisze książki, maluje ptaki, fotografuje księżyc, kocha psy, podróże, dobrą kuchnię i ogrody. Mówi, że życie jest soczyste i bogate, jeśli takim chcemy je widzieć, a świat utrwalony w twórczości umiera wolniej. Interesuje go wszystko to, co porusza duszę choćby o milimetr. Uwielbia rozmawiać z ludźmi i dlatego powstały: Kobieta metafizyczna oraz Kobieta metamuzyczna, a także rozmowy z Małgorzatą Braunek, Jadwigą Staniszkis, Julią Hartwig. Do dziś śni mu się Wyspa Wielkanocna, którą opisał w jednej z książek. Miłośnik Orientu. Jego autorytety duchowe to Budda i Jezus; literackie: Marguerite Yourcenar i Alexandra David-Néel. Kocha ciepło i lato, choć dwadzieścia jeden razy na dobę myśli o przemijaniu.

Informacje szczegółowe o książce:

Fragment:

(...) Są takie chwile w życiu człowieka i takie spojrzenia, których się nigdy nie zapomina, które zabiera się ze sobą na zawsze, niesie wszędzie, zasypia się i budzi z nimi, by w końcu zabrać je Tam. Te chwile, kiedy kochaliśmy, kiedy nas kochano, kiedy niewyobrażalnie mocno czuliśmy pokrewieństwo duszy, umiłowanie podobnego, zawsze będzie można przywołać, wyczarować w dowolnym momencie i w ich objęciach znaleźć ukojenie, gdy nie będzie już przy nas mamy, taty, ukochanego ani nikogo. Te chwile już na zawsze pozostaną dla nas obietnicą Tajemnicy, u bramy której prędzej czy później stawimy się wszyscy.

(…)

Chłód dłoni Aranaba, którą ściskałem na pożegnanie, choć nie jest to częstym gestem w Indiach, przywiódł mi wspomnienie zmarłego dziadka. Podczas jednej z wigilii Bożego Narodzenia, na tydzień przed śmiercią, zaprowadził mnie do zagrody, gdzie obaj nasłuchiwaliśmy, czy białe jak śnieg kozy, które od lat hodował, zaczną przemawiać ludzkim głosem. Pamiętam ich woń, zielone, ciekawskie ślepia i zapach siana, tego samego, które znałem z kościelnych szopek, na którym Dzieciątko leżało w stajence. Objąłem najprzyjaźniej jak umiałem dłoń Hindusa swoimi dłońmi, spojrzałem mu w oczy i uśmiechnąłem się z największą serdecznością, na jaką było mnie stać. Bo trzeba spoglądać w oczy ludziom, których spotykamy, i tym, których żegnamy. Potem pokłoniliśmy się sobie ze złożonymi dłońmi i z cichym namaste na ustach zamarliśmy na chwilę. Żegnaj, kapłanie. (...)

Wybierz format