Prawo do niebycia super
Kończąc zdanie Pępkowe to impreza z okazji…, zawodnik w „Milionerach” wybierał między przyjściem na świat członka rodziny oraz pojawieniem się nowego pracownika. Czy daleki od prawdy byłby wariant pośredni – narodziny nowego pracownika? Bo taki mamy trend.
Antropolog z Marsa, obawiam się, szybko doszedłby do wniosku, że Zachód rozmnaża się i edukuje wyłącznie w jednym celu: by pracować. Zapędziliśmy się w ślepy zaułek, z którego chyba nie ma już odwrotu. Społeczeństwo i jego struktury tak mocno się skomplikowały, że rozpaczliwie błagają o napływ świeżej biomasy tylko dla podtrzymania ruchu trybików. Bardziej lub mniej świadomie ustawodawca odpowiada na te apele: rozdaje 500+, toczy debaty nad minimalnym wiekiem pójścia do podstawówki, a każdy poziom kształcenia obwarowuje niezliczonymi analizami na temat stopnia nabycia wiedzy przydatnej przy wykonywaniu przyszłego zawodu.
Miałem niedawno okazję przeprowadzić szereg wywiadów z nauczycielami techników w średniej wielkości mieście. Rozmawiałem z nimi m.in. na temat sposobu funkcjonowania młodzieży w szeroko rozumianym środowisku szkolnym. Abstrahując od oczywistych spostrzeżeń w rodzaju przyspawani do smartfona, nierozmawiający ze sobą nawet na przerwach, roszczeniowi, bierni, niezaangażowani etc., na powierzchnię wybijało ogólne rozedrganie. Uczniowie żyją w permanentnym stresie, który internet – w swoim wisielczym poczuciu humoru – w jednym z memów porównał z poziomem stresu pacjenta szpitala psychiatrycznego z połowy XX w.
Gdzie indziej natrafiłem na paradoks ucznia. Uczeń powinien: mieć dobre stopnie, odpowiednio się wysypiać i mieć znajomych. Problem w tym, że jeśli będzie miał życie towarzyskie i odpowiednią ilość snu, nie będzie mieć czasu na naukę. Jeśli się porządnie nauczy i będzie wysypiać, nie będzie miał życia towarzyskiego. Jeśli będzie mieć kolegów i dobre stopnie, może zapomnieć o wyspaniu. Pogodzenie tych trzech sfer jest niemożliwością. A wszystko to oczywiście w imię wartości najwyższej: dobrej pracy. Bo to przecież praca zdefiniuje całe jego życie, przydatność w społeczeństwie. W przyszłości, która sama w sobie jest zagadką. Również dla jego rodziców. Nie mówiąc o nauczycielach.
(...)
Zapraszam do kwietniowego "Dyrektora Szkoły". Na felieton i nie tylko!