#metoo czyli lans na smutno?

Tomasz Kozłowski

(...) Historia uczy, że zmierzch imperiów zazwyczaj poprzedzają tematy zastępcze. Na ogół jest to koncentracja na zabawie, seksie i jedzeniu. Innymi słowy, upadek, niczym w Lucasowskiej sadze, poprzedza huragan braw. A jeśli nie jest to upadek, to temat zastępczy na ogół przykrywa mocno skorodowaną warstwę. Nie mogę uwolnić się od wrażenia, że podobny przypadek Zachód przerabia przy okazji głośnej akcji skrytej pod wymownym hashtagiem #metoo. Raptem Hollywood budzi się z dziwnego letargu i niesie się skowyt, który mówi: „i mnie molestowano!”. I do teraz – a piszę to z końcem listopada – nie jestem pewien, czy mamy do czynienia z rzeczywistym problemem, czy może z grą pozorów, która skrywa pod swoją powierzchnią jakiś dwubiegunowy paradoks.

Nie odniosłem wrażenia, by akcja #metoo powiedziała nam o kulisach (jakiego bądź) przemysłu, nie tylko przemysłu pop, cokolwiek nowego. Zgodnie z nowym, niedotykalskim paradygmatem, molestowany był również Lutek Danielak, tytułowy „Wodzirej” od Falka. W swych wysiłkach, by dochrapać się prowadzenia wymarzonej imprezy i usunięcia po drodze kilku brużdżących zawalidróg, robi wszystko, w tym również idzie do łóżka z jedną z bohaterek, wtajemniczoną w esencjonalne gierki. „No chodź!”, słyszy w pewnym momencie biedny, zmanipulowany Lutek od nieszczególnie ponętnej, nadgryzionej już zębem czasu matrony. I nasz Lutek idzie. Ale przecież nie o molestowaniu jest to film. Być może dlatego Lutek nie przeżywa traumy. Film nie ma też sequela, w którym bohater wypłakuje się terapeucie. Tematu po prostu nie ma.

Być może Hollywood potrzebuje terapii szokowej w postaci o 50 lat spóźnionej powtórki z Falka? Czy może jednak cała sprawa trąci od początku hipokryzją a długa lista pokrzywdzonych od dawna zalecza swoją traumę kompotem z zielonych? Falk zastosował tutaj inną wykładnię. Zamiast załamywać ręce nad tragedią Lutka, przyjął starożytną, acz wciąż aktualną zasadę: volenti non fit iniuria – chcącemu nie dzieje się krzywda. O ile mi wiadomo, zdecydowana większość zarzutów, które nagle wybiły na powierzchnię i polały się w stronę niesławnego producenta z Miasta Aniołów, dotyczy głownie molestowania, nie zaś gwałtu. I płynie od strony nie anonimowych, a rozpoznawanych twarzy. Logika? Spójność?

Ale i my mamy swoje nerwowe i niejednoznaczne drgawki. W połowie listopada można było natrafić na inne, symptomatyczne nowiny. Otóż w Polsce otworzono pierwszy przybytek, gdzie będzie można zaznać za pieniądze ludzkiego dotyku. Tyle że pozbawionego podtekstu erotycznego. Ale kto to wie. Bo skoro byle słowo czy gest może być molestowaniem, to co dopiero takie opodatkowane ocieractwo. Mowa oczywiście o miejscu (którego nazwy z przyczyn marketingowych nie wspomnę), gdzie za opłatą będzie można się poprzytulać. Znak czasów – nawet z drugim dnem. Po pierwsze, robi się po ludzku smutno, jeśli z wywiadów z twórcami podobnych miejsc wyziera istnienie nowej niszy: ludzie, nawet na co dzień funkcjonujący w rodzinach, potrzebują bliskości. Nie mają innych możliwości na obniżenie stresu, jak poprzytulać się do obcych za pieniądze. Po drugie, „przytulanki” – chyba można użyć takiego określenia? – twierdzą, że erekcja wśród klientów wcale nie należy do rzadkości, ale „jeśli nie przekraczają ustalonych granic, to OK”.

Tak czy inaczej, przytulanie obcych nagle oficjalnie odkleiło się od podtekstu seksualnego. Teoretycznie nie ma to nic wspólnego z bliskością podszytą erotyzmem. A może jednak ma? Formalnie chodzić tu ma o zdrową bliskość (choć mimo wszystko panowie wolą przytulać się do pań; ze mną jest analogicznie: rzadko mam okazję być profesjonalnie masowany, ale jeśli już mi się przytrafi, to mając do wyboru masażystę lub masażystkę – wybieram masażystkę. Obsługa takich centrów nie jest zdziwiona. Masażystka też). Podsumujmy: mamy się poczuć lepiej od dotykania się z inną osobą. Ma nam się wydzielić oksytocyna, dopamina i serotonina – cały wachlarz neurochemikaliów, który tryska co prawda w różnych stężeniach podczas różnych czynności, choćby wcinania czekolady, ale – umówmy się – również w trakcie i po stosunku. (...)

Cała spowiedź na łamach styczniowek "Odry" - zapraszam

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI