Z Księgi Rodzaju dowiadujemy się, że ból miał być karą za nieprzestrzeganie nakazów Pana.
Z Księgi Rodzaju dowiadujemy się, że ból miał być karą za nieprzestrzeganie nakazów Pana.
Nie da się wyuczyć podejmowania zawsze słusznych decyzji, nie ma algorytmu, który pozwoliłby wyeliminować błędy w wyborach.Jednak wiedząc, gdzie i jak rodzą się nasze postanowienia, możemy minimalizować ryzyko, że wybierzemy fatalnie.
Mówiąc o kimś, że nie lubi opowiadać o swoich uczuciach, albo że nie umie ich wyrażać, dotykamy związku emocji z językiem. Okazuje się jednak, że język służy nie tylko do opisu i wyrażania uczuć. Sposób, w jaki mówimy o emocjach, pozwala nam lepiej zrozumieć je same.
Niezliczone są żarty na temat tych, którzy „chcieliby, a boją się”. Tymczasem nie jest to tylko godna politowania słabość ludzka, którą jednym ruchem można zastąpić stanowczością.
Japońska pisarka Banana (a właściwie Maiko) Yoshimoto napisała o miłościach, że dzielą się na takie, których koniec widać i na takie, których końca nie widać. Sadzę, że podział ten ma ogólniejsze zastosowanie i być może nadaje się do opisania wszelkich związków między ludźmi ? także do spotkań. Są takie spotkania, które zapowiadają rychłe rozstanie i takie, które nie kończą się nigdy. Nawet wtedy, gdy los rozdzieli ludzi. Są spotkania, które nie pozostawiają śladu i takie...
<b>Kiedy mowa o wytchnieniu, zawsze na podorędziu pojawia się Bóg, który w ramach inteligentnego projektu sześć dni bez przerwy tworzył wszystko od zera, a siódmego odpoczywał.</b> Przypomnijmy zatem, co robił Bóg przez pierwszych sześć dni. Na początku był chaos, z którego Pan stworzył kolejno: dzień pierwszy - niebo i ziemia, światłość; dzień drugi - oddzielenie lądów od wód, roślinność; dzień trzeci - słońce, księżyc i gwiazdy; dzień czwarty - mrowie istot żywych...
<b>Zapewne od zawsze toczy się spór: czy jest tak, że dzieci nie mają szczęścia do rodziców, czy jest raczej tak, że to rodzice nie mają szczęścia do dzieci?</b> Co rusz to jedna, to druga strona wygłasza takie tezy, pokazujące przede wszystkim to, że nie jest łatwo ani być rodzicem swojego dziecka, ani też być dzieckiem swojego rodzica. Z drugiej strony nikt z wyboru nie chce być złym ojcem lub złym dzieckiem, choć pewnie istnieje wiele na to sposobów. Wiele razy dręczyły mnie rozterki i wątpliwości...
<b>Alessandro Baricco w jednej ze swoich książek zapytuje: „Czy można zrobić ludzi, którzy nie czynią zła?”.</b> Słowem: ludzi dobrych. Kto zaś nie chciałby być dobrym człowiekiem? Prawie każdy z nas chce być dobry i - co więcej - prawie każdy myśli, że jest dobry. Dobre mniemanie o sobie nie należy do doświadczeń wyjątkowych. Co innego zdanie o innych ludziach. Inni to - zdaniem zewnętrznych obserwatorów - jakże często ludzie z natury swojej źli...
Ciągle słyszymy o wolności, o jej pragnieniu i o jej smaku. Pełno zaklęć o wolności na sztandarach i na barykadach. Tymczasem, jak zauważył Stanisław Jerzy Lec, „życie zmusza człowieka do wielu czynności dobrowolnych". Wokół nas nie brak ludzi zniewolonych. Jest ich tak wielu, że nie brak rozważań nad osobowością zniewolonych. Zauważmy jednak, że dywagacje o osobowości niewolników nie mają sensu.
Moje zdumienie nie miało granic, gdy pewnego dnia na Mazurach zobaczyłem kobietę, która zaraz po przyjeździe na miejsce wydobyła z wnętrza samochodu pokaźną donicę, a w niej pokaźną roślinę. Moje zdumienie było jeszcze większe, kiedy – na moje pytanie – wczasowiczka odpowiedziała: Obiecałam mu wiosną (bo była to roślina rodzaju męskiego, ale nie pamiętam jaka), że jak będzie ładnie rósł, to zabiorę go latem na wakacje. Najpierw wydało mi się to dziwaczne, ale wnet przyszło mi do głowy, że tak postępuje się z kimś, z czymś, co się kocha, ceni, co jest ważne i trudne do zastąpienia.
Idą, idą sobie drogą siostrzyczka i brat i nadziwić się nie mogą, jaki piękny świat. Któż z nas nie słyszał takich sentymentalnych wierszyków i innych, równie rozczulających, opowieści. Starsi pamiętają wzruszający rytuał braterstwa krwi opisywany przez Karola Maya: Winnetou, wielki wódz Indian, i wielkoduszny Old Shatterhand nacinali sobie skórę, dotykali raną do rany, aby krew mieszała się (jak mogłoby to wyglądać w czasach HIV?). Stawali się w ten sposób braćmi. Lektury szkolne pełne są patetycznych opowieści o braterstwie broni. Wystarczyło mieć wspólnego wroga i mocne postanowienie pokonania go, aby każdy, kto miał takie pragnienie, stawał się cząstką tego braterstwa.
Wszyscy czekają, aż dane im będzie zetknąć się z cudem. Albo z Cudem. Czymś, co jest niezwykłe, zaskakujące, mało prawdopodobne, albo wręcz niemożliwe. Pod warunkiem, że jest pozytywne: dobre, piękne, mądre. I wszyscy doczekują tych cudów, choć nie zawsze zauważają to od razu.