Między niebem a morzem

inne I

Gdziekolwiek by był, raz na miesiąc, na dwa musi wrócić na wyspę, nawdychać się, poczuć jej obecność. Nawet jeśli stąd wyjeżdża, nosi wyspę w sobie. Każdy wyspiarz tak ma.

Rano budzi się ze smakiem soli w ustach. Przyniósł ją wiatr. Odsłania kotary i widzi błękit, który nie ma początku ani końca. Czuje zapach morza. Jak każdy wyspiarz Carlos Elías żyje zawieszony między niebem i morzem. Potrzebuje stałej dawki soli i słońca. Chciałby budzić się tak codziennie, jak wtedy, gdy był dzieckiem. Nie może, bo robi karierę naukową w Madrycie.

Każdy nosi ją w sobie
Tu, na wyspie, wszyscy są z niego dumni. Ukończył dwa fakultety – dziennikarstwo i chemię, odkrył dwie molekuły. Kilka lat pracował w agencji prasowej EFE, pisał artykuły dla „El Mundo”, wydał kilka książek. Uczelnie biją się o niego, ale on tęskni za wyspą. Nawet gdy wykładał przez rok na Uniwersytecie Harvarda, musiał kilka razy odwiedzić dom w Güímar. Brakowało mu słońca, morza i bliskości Pico del Teide, wulkanicznej góry czczonej przez Guanczów, prawdopodobnie pierwszych mieszkańców wysp. Owszem, lubi podróżować, poznawać nowe miejsca. W Stanach zachwycił się porami roku – złotem jesieni, zapachem ziemi na wiosnę, a przede wszystkim białym puchem. Ten zachwyt wyspiarza śniegiem można porównać do naszej fascynacji palmami. Na szczycie Pico del Teide też jest biało. Ale widzieć śnieg z dala to nie to samo, co po nim chodzić, dotykać, wąchać. Na wyspach pory roku istnieją tylko teoretycznie, temperatury zwykle oscylują w granicach dwudziestu stopni.

POLECAMY

Carlos jeździ po świecie, z wykładami zawitał też do Polski. Ale gdziekolwiek by był, raz na miesiąc, na dwa musi wrócić na wyspę, naładować baterie, nawdychać się, poczuć jej obecność. Jakby działała jakaś siła przyciągania. Tu jest jego miejsce. Nawet jeśli stąd wyjeżdża, nosi wyspę w sobie. Każdy wyspiarz tak ma.

Teneryfa, największa i najludniejsza z Wysp Kanaryjskich, ma w sobie coś – ale nie ta południowa, z hotelem przy hotelu, lecz północna, bardziej dziewicza jej część, ze stromymi klifami, plantacjami bananowców i czarnymi plażami wyrzeźbionymi przez lawę. Białe domki przylgnęły do ciemnych, skalistych zboczy i toną w kwiatach. Zawsze wtopione w krajobraz. Każdy ma pełne zieleni patio – to miejsce ciszy, ukojenia, dobrej energii.

Na Lanzarote, księżycowej wyspie, wszystkie domy są białe z niebieskimi lub zielonymi okiennicami. Architekt César Manrique uważał, że zapewni to harmonię krajobrazu. Czerń zdobiona bielą i przeplatana zielonymi wstawkami robi niesamowite wrażenie.

Dom wyspiarza to intymna strefa, do której zaprasza się tylko wybranych. Oprócz ludzi mieszkają w nim jeszcze istoty z wyłupiastymi oczyma i oślizgłą skórą. Na krótkich łapkach przemierzają sufit. Jaszczurki to stali lokatorzy; nie można ich wyrzucić z domu, bo przynoszą szczęście.

Temat tabu
Antonio Rodríguez Cruz z Gran Canarii, kolejnej wyspy archipelagu, od roku studiuje na Sorbonie. Dobrze się tam czuje, ale też tęskni za wyspą, za przestrzenią morza, ciepłem ludzi i słońca.

Yanet Acosta, pisarka, mieszka teraz w Madrycie, ale z wyspą tak naprawdę nigdy się nie rozstała. Na początku nie mogła się odnaleźć w wielkim mieście. Wszędzie ściany domów, tłum ludzi, szum ulic. I nigdzie śladu morza. Szukała wyżej położonych zakątków, skąd mogła widzieć horyzont. Brakowało jej przestrzeni. W Garachico, małej miejscowości u stóp Czarnej Góry na Teneryfie, z każdego miejsca widać ocean. Bliskość morza daje wyspiarzom poczucie bezpieczeństwa – inaczej niż turystom, którzy często czują niepokój, że zewsząd otacza ich wod...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI