Ile z siebie dać, a ile brać od innych

Ja i mój rozwój Praktycznie

Bierz tyle, ile potrzebujesz. Daj tyle, ile możesz – jakże prosty byłby świat, gdybyśmy szli za tą radą Sokratesa. Dlaczego więc nie zawsze stosujemy się do niej? Dlaczego czasem mamy kłopot – i z dawaniem, i z braniem. I z hojnością, i z wdzięcznością...

Dawno temu, jak czytamy w jednej z legend, w zimną, burzową noc młody żołnierz rzymski dotarł do bram Amiens. Był utrudzony długą podróżą i jedyne, czego pragnął, to gorący posiłek, wygodne łóżko i schronienie dla zmęczonego konia. Wjeżdżając do miasta, zobaczył żebraka proszącego o pomoc. Poruszony jego widokiem, przeciął swój płaszcz i oddał mu połowę.

Dlaczego nie cały? Czy poskąpił? Może dał tylko połowę, bo chciał podzielić się sprawiedliwie? A może oddał wszystko, co miał, bo tylko połowa płaszcza należała do niego? Co więcej, w tamtych czasach płaszcz był czymś bardzo cennym, służącym przez wiele lat. Oddając go, żołnierz pozostałby bez okrycia. A biedakowi może trudno byłoby taki dar przyjąć...

Oto sztuka dawania i przyjmowania. Dawanie potrafi zachwycać, ale też wbijać w pychę, albo budzić czyjeś zakłopotanie. Przyjmowanie może rodzić wdzięczność, może też upokarzać. Wystarczy, że dający da odczuć swoją wyższość lub dzieli się niechętnie. Ile zatem z siebie dać? Jak obdarowywać, by nie zawstydzać? Jak wspierać, by nie zatracić siebie? Ile brać od innych? Dlaczego nie zawsze cieszy to, co dostaliśmy? Jak przyjmować dary z wdzięcznością?

Nić, która wiąże ludzi

Dawanie stanowi nić, która wiąże ludzi – buduje bliskość między nimi, wzmacnia zaangażowanie, zaufanie, miłość i intymność. Jest powszechnym zachowaniem, jak dowodzą Jennifer Crocker i Ashley A. Brown ze Stanowego Uniwersytetu w Ohio oraz Amy Canevello z Uniwersytetu Północnej Karoliny, które dokonały syntezy analiz na ten temat, a wyniki opublikowały w tym roku na łamach prestiżowego czasopisma „Annual Review of Psychology”. Pojawia się często nawet w kulturach indywidualistycznych, gdzie akcent kładzie się na samodzielność i autonomię, a realizacja zadań jest istotniejsza od relacji międzyludzkich. Według najnowszego raportu „Giving Institute” w Stanach Zjednoczonych w 2015 roku osoby prywatne i instytucje przekazały na cele dobroczynne około 400 miliardów dolarów.

Z punktu widzenia darwinowskiej teorii ewolucji obdarowywanie innych jest zagadką. Jeżeli liczy się tylko indywidualny sukces w walce o przetrwanie, to geny promujące wspieranie innych osobników własnego gatunku dawno powinny zaniknąć. A jednak dzielimy się z innymi i pomagamy im, nierzadko z poświęceniem swego życia. Wyjaśnia to teoria dostosowania łącznego sformułowana przez Williama Donalda Hamiltona. Założył on, że pomaganie krewnym pośrednio służy zachowaniu własnych genów. A im bliższe (i bardziej pewne) pokrewieństwo, tym większa tendencja do wspierania. To dlatego babcie częściej zajmują się wnukami, które mają po córkach, bowiem w przypadku synów nie ma pewności co do ich ojcostwa. A wnuki czują się bardziej związane z rodzicami matki niż ojca.

POLECAMY

Jak jednak wytłumaczyć obdarowywanie obcych, niespokrewnionych z nami osób? Teoria altruizmu wzajemnego, zaproponowana przez amerykańskiego socjobiologa Roberta Triversa, zakłada, że pomaganie innym jest korzystne, o ile jest odwzajemnione. Dawniej myśliwi dzielili się zdobyczą z innymi, dzięki temu mogli liczyć na wzajemność, gdy im nie powiodło się na polowaniu. Dziś dotyczy to kooperacyjnych relacji w firmach. Siłą napędową altruizmu wzajemnego jest wdzięczność. Z badań Moniki Bartlett i Davida DeSteno wynika, że osoby, którym wyświadczono przysługę, chętniej potem pomagały nie tylko swemu dobroczyńcy, lecz także zupełnie nieznanej osobie. Czując wdzięczność za otrzymane dary losu, bezwiednie przenosimy ją na inne sytuacje i osoby.

Czy wdzięczność kierowała Warrenem Buffettem, amerykańskim ekonomistą, przedsiębiorcą i jednym z najbogatszych inwestorów świata, gdy zobowiązał się przed kilku laty, że przekaże aż 99 procent swego majątku na cele charytatywne? Jak twierdził, nie mógłby być bardziej szczęśliwy niż wtedy, gdy podjął tę decyzję. Czy w ten sposób spłacał dług wobec losu, który dał mu tak wiele? Lecz przecież są ludzie, którzy prawie nic nie mają, a mimo to potrafią dzielić się przysłowiowym wdowim groszem. Kilka lat temu świat obiegła wiadomość o „hojnym żebraku” z Chin, z prowincji Anhui. Kiedy dowiedział się o trzyletniej dziewczynce dotkniętej nowotworem, pochodzącej z ubogiej rodziny, postanowił włączyć się w akcję zbierania pieniędzy na jej leczenie. Pytany o motywy, powiedział, że jako mały chłopiec został oddany do adopcji, bo jego rodzice nie mieli środków, by utrzymać drugie dziecko. Od 18. roku życia żebrał z myślą, że podzieli się tym, co dostanie, z innymi, bardziej potrzebującymi.

Nigdy nie jesteśmy tak biedni, by nie móc innym czegoś ofiarować. Bezcennym darem jest czas. Dane opublikowane na stronie „Corporation for National and Community Service” pokazują, że ponad 60 milionów wolontariuszy przepracowało 8 miliardów godzin, a wartość ich pracy ocenia się na ponad 180 miliardów dolarów. Choć najliczniejszą grupę wolontariuszy stanowili przedstawiciele konsumpcyjnego pokolenia X, to najwięcej godzin przepracowało tzw. milczące pokolenie, czyli urodzeni w okresie wielkiego kryzysu i II wojny światowej. Jako dzieci zapewne doświadczyli i trudnych chwil, i pomocy innych ludzi.

Docenianie niedocenionego

Bywają dary na miarę przeżycia. Przychodzą w krytycznych momentach, czasem z najmniej spodziewanej strony. Władysław Szpilman, polski pianista i kompozytor żydowskiego pochodzenia, podczas wojny ukrywał się w zrujnowanej powstaniem Warszawie. Był skrajnie wyczerpany. Kiedy w ruinach odnalazł go Wilm Hosenfeld, oficer Wehrmachtu, Szpilman myślał, że to koniec. Niespodziewanie Niemiec obiecał, że pomoże mu przetrwać ostatnie miesiące wojny. Słowa dotrzymał. Dlaczego zatroszczył się o kogoś, kto nominalnie był jego wrogiem?

Kiedy pani Wiesława z Janikowa urodziła bliźniaczki, radość mieszała się z rozpaczą. Olga i Daria były złączone dolną częścią kręgosłupa. W Polsce lekarze nie podjęli się ich rozdzielenia. Z pomocą pospieszył… król Arabii Saudyjskiej, Abdullah bin Abdulaziz. Postanowił sfinansować skomplikowaną operację, ratującą życie syjamskich sióstr. Przeznaczył na to, bagatela, 1,5 miliona dolarów. Co nim kierowało?

Później monarcha wielokrotnie odwiedzał dziewczynki. Może czuł się odpowiedzialny za tych, którym pomógł? Został honorowym obywatelem Janikowa. Kiedy rok temu zmarł, miasto pogrążyło się w żałobie. „To tak, jakby odszedł ktoś z rodziny” – powiedziała matka dziewczynek.

Takie akty bezinteresownej pomocy bywają medialnie nagłaśniane. Myślimy: czy ja bym tak potrafił? Często dawanie sprowadzamy do wymiaru materialnego i konkretnej pomocy. A przecież (bez)cennym darem może być wsparcie, uwaga, jaką kogoś obdarzamy, wysłuchanie go, troska,...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI