Smutek w raju

Zdrowie i choroby Laboratorium

W zamożnych krajach zadowoleni z życia ludzie coraz częściej zażywają antydepresanty. Jak to możliwe? Jak pogodzić depresję i dostatnie życie?

Popijając espresso i przegryzając słodkie pastéis de nata w Café A Brasiliera, jednej z najstarszych kawiarni w Lizbonie, patrzę na ludzi, którzy gromadzą się przed lokalem, grają i tańczą. Trudno mi uwierzyć, że Portugalczycy często odczuwają smutek i przygnębienie. A jednak, jak pokazują dane Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju z 2012 roku, w kraju Vasco da Gamy i Cristiano Ronaldo niemal 8 proc. osób sięga codziennie po antydepresanty. Więcej zażywają tylko Islandczycy i Duńczycy, notabene zajmujący pierwsze miejsce w różnych rankingach szczęścia. Co więcej, jeśli prześledzimy dane, okazuje się, że zarówno w Portugalii, jak i Danii, a także w innych krajach zamieszkanych przez całkiem szczęśliwych ludzi, spożycie antydepresantów rośnie – w minionej dekadzie (2000–2010) podwoiła się tam liczba osób sięgających po leki poprawiające samopoczucie.

POLECAMY

Zadowoleni i nieszczęśliwi zarazem
Jak to możliwe, że niektórzy ludzie godzą w sobie ogólne zadowolenie ze swojego życia z przygnębieniem, lękiem, depresją, a nawet – w skrajnych przypadkach – z próbami samobójczymi? Dlaczego w bogatych i rozwiniętych społeczeństwach jest tyle osób, które – jak głosił niemiecki filozof Arthur Schopenhauer – rozprawiają o samobójstwie przy suto zastawionym stole? Wydawałoby się, że ludzie szczęśliwi nie połykają antydepresantów i nie kupują broni z myślą, by się zabić. Tym bardziej gdy żyją w bogatych, bezpiecznych krajach. Jak to możliwe, że smutek wkradł się do raju na ziemi, jakim wydają się Dania, Finlandia czy Wielka Brytania?

Finlandia i Szwajcaria zaskakują naukowców. Z jednej strony bowiem zamieszkane są przez ludzi bardzo szczęśliwych, z drugiej zaś, jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia, cechuje je wysoki wskaźnik samobójstw. Podobne tendencje dotyczą Stanów Zjednoczonych, Australii i Szwecji. Ich mieszkańcy są bardzo zadowoleni z życia, a zarazem ujawniają w badaniach wysoki poziom odczuwanego na co dzień stresu i lęku – dowodzą profesorowie Bruce Headey i Mark Wooden z University of Melbourne.

W badaniach wykorzystuje się dwie przeciwstawne miary – szczęścia bądź jego braku. Well-Being Index wskazuje na poziom dobrostanu psychicznego osoby – a więc na to, jak dobrze postrzega ona swoje życie, jego warunki i perspektywy. Ill-Being Index zaś mierzy poziom stresu, lęku i podatność na depresję. Pierwsze wydaje się wykluczać drugie. Okazuje się jednak, że miary te są ze sobą jedynie umiarkowanie ujemnie skorelowane. Oznacza to, że prócz osób zadowolonych z życia i wolnych od stresu oraz takich, którym stres odbiera satysfakcję z życia, są wśród nas także osoby, które są zadowolone ze swojego życia, mimo że odczuwają silny stres i lęk oraz takie, które nie są zadowolone ze swojego życia, choć nie odczuwają ani silnego stresu, ani lęku. Well-Being Index i Ill-Being Index są do pewnego stopnia niezależne od siebie.

To może tłumaczyć, dlaczego we wspomnianych zamożnych krajach przybywa osób, które mimo dużej satysfakcji ze swojego życia doświadczają zarazem wielu negatywnych emocji, stresu, lęku, a nawet mają myśli samobójcze. Jak stwierdził amerykański dziennikarz Eric Weiner: „Czynniki powstrzymujące nas przed targnięciem się na własne życie różnią się od czynników, dzięki którym czujemy się szczęśliwi. Dla przykładu, kraje kato...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI