SŁOWA, OBRAZY, DŹWIĘKI 23

Wstęp

PIOTR TOCZYSKI jest pod wrażeniem "Złota Renu", MAŁGORZATA WIRECKA roztrząsa zawiłości polityki płci w małżeństwie, zaś BRONISŁAW MAJ interpretuje wiersz Roberta Frosta.

Mitologia Wagnera

Skomplikowana opowieść osadzona w pradawnej Germanii zaczyna się zalotami Nibelunga Alberyka – czyli karła z podziemnej krainy Nibelheim – do córek Renu. Wykpiony karzeł podsłuchuje jednak rozmowę nimf o ich złocie, z którego niezwykłych możliwości ma szansę skorzystać tylko ten, kto wyrzeknie się miłości. Ukuwszy ze złota Renu pierścień, można zyskać władzę nad światem. Odtrącony Alberyk wyrzeka się miłości i kradnie naiwnym ondynom magiczne złoto.

Scena druga. Wotan, jednooki władca bogów, zamawia u olbrzymów Fafnera i Fasolta niedostępny gród – Walhallę. W zamian, za namową boga ognia o imieniu Loge, obiecuje im boginię miłości Freję. Zakłada, że uda mu się nie dotrzymać umowy, bo tylko Freja umie pielęgnować złote jabłka, dzięki którym bogowie zachowują młodość. Wezwany na pomoc szatański Loge, w obecności dopominających się zapłaty Fafnera i Fasolta, mówi Wotanowi, że słyszał skargi cór Renu. Olbrzymi skłonni są odstąpić należną im Freję za złoto Renu. Porywają jednak boginię, żeby zagwarantować sobie jakąś zapłatę za zbudowanie Walhalli.

W trzeciej scenie Wotan i Loge udają się do Nibelheimu, żeby odzyskać złoto Renu. Alberyk przetopił już jednak część złota na pierścień i hełm dający niewidzialność. Bogowie podstępem odzyskują całe złoto, a zrozpaczony utratą pierścienia Nibelung rzuca przekleństwo na każdego jego przyszłego posiadacza.

Klątwa spełnia się po raz pierwszy w scenie czwartej – podczas kłótni o pierścień Fafner zabija Fasolta. Bogowie wkraczają zaś radośnie do Walhalli. Tam jednak dobiega ich szloch cór Renu, opłakujących utratę swojego złota.

Oto skrót libretta opery Richarda Wagnera, którą w październiku niemieccy i polscy soliści zaśpiewali we wrocławskiej Hali Ludowej. Ponad dwugodzinne „Złoto Renu” – będące prologiem Wagnerowskiej tetralogii „Pierścień Nibelunga” – przyciągało we Wrocławiu pełną widownię. Kolejne ogniwa dramatu zostaną wystawione do połowy 2005 roku („Walkiria” – na przełomie maja i czerwca 2004 roku, „Zygfryd” – w październiku tego samego roku, „Zmierzch bogów” – w czerwcu roku 2005). Na październik 2005 roku zapowiedziano pokazanie pełnej tetralogii przez cztery kolejne wieczory.
Trzeba być wysokiej klasy ekspertem, by móc cokolwiek zarzucić grającej we Wrocławiu orkiestrze prowadzonej przez Ewę Michnik czy inscenizacji przygotowanej przez Hansa-Petera Lehmanna, znającego na pamięć Wagnerowskie libretta. Lecz podziw budzą przede wszystkim treść i znaczenie – u Wagnera ważne co najmniej tak samo, jak muzyczna i teatralna zawartość dzieła. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą niewidocznej na pierwszy rzut oka symetrii, czyli przemyślanego projektu przedstawianego świata. Od rozpoczęcia w 1853 roku prac
nad tetralogią do prawykonania jej pierwszego ogniwa upłynąć wszak musiało szesnaście lat, a do zagrania całego „Pierścienia Nibelunga”
– niemal ćwierć wieku.

W czterech scenach prologu złoto cór Renu przebyło drogę od tytułowej wody, przez podziemia Nibelungów i niebo bogów, aż do ziemi olbrzymów. Widzowie poznali oś intrygi, której rozstrzygnięciem będzie zagłada bohaterów dramatu, również bogów. Analogię między karłem Alberykiem i bogiem Wotanem oraz złotem Renu i Walhallą opisał w swojej „Nocie o Tetralogii” (wydanej sto lat po śmierci Wagnera) francuski antropolog Claude Lévi-Strauss. W jego dość przekonującej interpretacji ci dwaj bohaterowie wyrzekają się miłości, aby uzyskać dostęp do potęgi. Pogłębia to jednak współzależność między nimi na wielu polach i stwarza nierozwiązane dylematy. Każdy z bohaterów ma ważne motywy działania, ale żaden nie jest skłonny do ustępstw. To zapoczątkowuje serię wydarzeń, które po wiekach doprowadzą do końca zainicjowanego „Złotem Renu” świata.

„Złoto Renu” w wydaniu Opery Dolnośląskiej od miesięcy już zapowiadano jako „superwidowisko”. Takie określenie na nieco kiczowatej ulotce i niestylowy program pełen literówek stanowią niezamierzoną zapewne przeciwwagę dla niebezpiecznej wzniosłości dzieła Wagnera i kultu samego kompozytora. Już od wejścia do Hali Ludowej atakował widzów hałaśliwy jarmark z promocyjną gazetką za dwa złote, puszkami coli, popcornem, płytami kompaktowymi i wstępem do toalety za złoty pięćdziesiąt.

Intencje tych, którzy przed wrocławskim „Złotem Renu” tworzą jarmark, są oczywiście komercjalne. Sprowadzają więc operę jedynie do funkcji produktu, utrudniając pełne wczucie się w proponowane przez twórców przedstawienie. Ale może właśnie dzięki temu wstępnemu przejściu przez banał nie zatracamy się później w „Złocie Renu” jak w misterium? Może taka dawka zbanalizowania teatru Wagnera neutralizuje potęgę mitu, która w innym razie miałaby szansę nadmiernie owł...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI