Nie jesteśmy bogami - o poczuciu winy rodziców dzieci z niepełnosprawnościami

Psychologia i życie

Nie ma chyba rodzica dziecka z niepełnosprawnością, którego nie męczą wyrzuty sumienia i narastające poczucie bycia gorszym niż inni rodzice. Bez końca każdy z nich zmaga się z pytaniami bez odpowiedzi: „Co mogłam zrobić inaczej?”, „Jak mogłem nie wiedzieć, że…”, „Dlaczego nie przewidziałem, nie zdążyłam…?”. Jak zatrzymać galop takich myśli? Jak odpuścić sobie i uwolnić się od poczucia winy?

Wyrzuty sumienia i rodzące się z nich poczucie winy są emocjami towarzyszącymi każdemu człowiekowi. U rodziców dzieci z niepełnosprawnościami emocje te nader często przybierają wymiar patologiczny – rodzą się z przekonania rodzica, że zrobił coś źle, dopuścił się zaniedbania lub zaszkodził własnemu dziecku. Skutkują zaś wypaleniem, wyczerpaniem sił, problemami w relacjach z innymi ludźmi, nierzadko także depresją.

Prawo do poświęcania się

Wielu z tych rodziców przyjmuje na siebie narzucany przez społeczeństwo model rodzicielstwa martyrologicznego, w którym nie mają prawa do radości, samorealizacji, popełniania błędów i nieradzenia sobie z rzeczywistością. Jedynym prawem, jakie jest im dane, to prawo do bycia rodzicem poświęcającym się.
Matki, z którymi rozmawiałam, mówiły mi o byciu postrzeganymi jako matki Polki, omnimatki, które muszą wszystko udźwignąć, bo zostały „wybrane przez Boga”. Mówiły także o „tradycji” przemocy wobec kobiet. Z drugiej zaś strony są ojcowie, którym także społecznie nie daje się prawa do słabości, emocjonalnego nieradzenia sobie w trudnych sytuacjach życiowych. Oto kilka wypowiedzi: „Mam poczucie, że nie zrobiłam wszystkiego na czas, że już nie mam szans na lepsze funkcjonowanie mojego dziecka, że brakuje mi siły i nie wiem, skąd ją czerpać”, „Kiedy wychodzę gdzieś sama, zawsze mam wyrzuty, że ja się bawię, a moja córka nie”, „Gdy jest gorzej z M., nieraz myślę, że mam dość takiego życia, dość ciągłej opieki nad nim, dość zmęczenia i ciągłego odmawiania sobie wszystkiego. A potem zadręczam się, jak mogłam tak w ogóle pomyśleć o moim dziecku. Jak mogłam sobie w ogóle pozwolić na takie myśli”.
Gdyby każdy rodzic przed pojawieniem się w jego rodzinie dziecka niepełnosprawnego był z wykształcenia lekarzem (najlepiej od razu z kilkoma specjalizacjami), oligofrenopedagogiem, psychologiem, fizjoterapeutą, logistykiem, ekonomistą i mistrzem skoków na bungee, byłoby mu – być może – łatwiej odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie znam jednak takiego, który byłby do tej życiowej roli przygotowany w stu procentach – i od strony merytorycznej, i od strony emocjonalnej.

Czy naprawdę „musicie, musicie, musicie”?

Na początku...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI