Na tropach człowieka

Ja i mój rozwój I

Cudze jest inne niż nasze. Nieraz bardzo inne. Zawsze nam śmierdzi. Bardzo istotne było dla mnie odsunięcie obrzydzenia i spojrzenie na człowieka bezdomnego jak na istotę wyjątkową, jedyną we wszechświecie - mówi Franciszek Orłowski.

FRANCISZEK ORŁOWSKI (ur. 1984) jest artystą egzystencjalnym. Absolwent Wydziału Intermediów  na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Jego prace pokazywane były na wielu krajowych i zagranicznych wystawach, między innymi w Estonii, Ukrainie, Niemczech. Ostatnio przebywał na rezydencji w Tokio, w ramach programu Art Initiative Tokyo. Jeden z sześciu polskich artystów młodego pokolenia, których Zbigniew Libera zaprosił do projektu „Artysta w czasach beznadziei”.

MAGDA BRZEZIŃSKA: – Czy zamieniłby się Pan ze mną ciałami na 24 godziny?
FRANCISZEK ORŁOWSKI:
– To bardzo otwierające pytanie – na zewnątrz i do wewnątrz. Ono ma w sobie dylemat podobny do tego, jaki nosi pytanie: czy chciałbyś polecieć w kosmos? Ciekawość i fascynacja poznawania staje w kontrze do myśli, co to zdarzenie we mnie zrobi. Czy po powrocie będę umiał rozpoznać siebie, czy zmieszczę się w sobie i czy to, co jest mi bliskie, będzie bliskie także po powrocie. Czuję lęk przed utratą tożsamości. Czuję przywiązanie do swojego ciała. Nie odpowiem pani, bo to pytanie do rozważań „na życie”.

Ja też jestem przywiązana do mojego ciała, pewnie nie mniej niż Pan do swojego i inni ludzie do swoich ciał. A jednak w pracy „24 godziny” zadawał Pan spotykanym na ulicy ludziom pytanie: „Czy zamienisz się ze mną ciałami na 24 godziny?”. Jakie odpowiedzi padały?
– Różne. Często pytanie wytrącało ludzi z równowagi i rytmu dnia codziennego. Projekt był realizowany w Polsce, w Warszawie, a jego druga edycja miała miejsce w Japonii, w Tokio. Miał więc szansę zmierzyć się z różnymi kulturami i definicjami cielesności oraz przywiązaniem „ja” do ciała. Zupełnie inaczej postrzegany jest ten problem w Europie, a inaczej w kulturze Wschodu, co zapewne ma związek z duchowością w danej kulturze – ludzie Wschodu wierzą w reinkarnację, wędrówkę duszy przez ciała, natomiast w kulturze europejskiej opuszczenie ciała to akt jednorazowy, wyzwalany jedynie przez śmierć.
Gdy zadawaliśmy to pytanie ludziom w Warszawie, przeważnie spotykaliśmy się ze zdziwieniem i niedowierzaniem. Niektórzy ignorowali je. Ludzie wytrąceni z bezpiecznego rytmu dnia codziennego lub odświętnego nie chcieli czy może nie widzieli sensu wchodzenia w tego typu dywagacje. Odpowiadali od razu, że nie, bo jest to niemożliwe. Koniec, kropka.
Byli też tacy, którzy widzieli w tym jakąś korzyść dla siebie – starszy pan wyrażał zainteresowanie zamianą ciałami na 24 godziny z młodą dziewczyną, aby poczuć jej energię. Jakaś kobieta chciała zamienić się ze swoim mężem, by poznać jego tajemnice, jakiś mężczyzna zamieniłby się ze swoją żoną, by dowiedzieć się, o czym ona myśli. Zastanawiające było dla mnie to, że ludzie nie brali pod uwagę tego, że mózg jest częścią ciała tak samo jak nerki, wątroba czy serce. Wydawało im się, że przenosząc się do cudzego ciała, zachowaliby swój umysł. Już sama refleksja nad tym stawała się polem dalszych dociekań respondentów, wzbudzała ciekawość drugiego człowieka.

We mnie to pytanie wywołuje duży dyskomfort.
– Dlaczego?

Bo dotyczy dwóch niezwykle intymnych i wielkiej wagi kwestii: po pierwsze, czy chcę oddać moje ciało komuś na 24 godziny, komu, i czy potrafię mu zaufać? Po drugie, czy jestem gotowa przyjąć cudze ciało, a więc wziąć za nie odpowiedzialność.
– To niezwykle ważne aspekty: odpowiedzialność, zaufanie i gotowość na przyjęcie drugiego człowieka. Dodałbym jeszcze jedną kwestię: czy jest we mnie naturalne zaciekawienie drugim jako „obcym obiektem” – czy jest w nas ciekawość poznania granic naszej samotności, gotowość do pewnego rodzaju konfrontacji i ewentualnego rozpoznania czegoś, co nazwałbym „wspólnym gniazdem” i tego, co może z tego rodzaju zarówno wspólnoty, jak i odrębności, wynikać. Co jest mną, a co już mną nie jest. Jak przebiega linia demarkacyjna między naszą empatycznością a określeniem własnej fizyczności i poczuciem własnego ciała. Nasze ciała można rozpatrywać jako specyficzne kapsuły... Współczesny filozof Derek Parfit w eksperymencie myślowym zatytułowanym „Tożsamość nie jest ważna” rozpatruje wymianę komórkową dwóch osób w kontekście tożsamości. Zastanawia się, na ile bylibyśmy autonomiczni, gdybyśmy mogli wymieniać się komórkami naszych mózgów.
Gdybyśmy się zamienili ciałami, to pewnie chciałbym pójść pani ciałem w te miejsca, w które pani chodzi, zobaczyć to, na co pani patrzy, przeżyć coś innego niż to, co na co dzień przeżywa moje ciało... Już samo wyobrażenie sobie tego może być dla mnie polem do ciekawych spostrzeżeń.

I co Pan spostrzega?
– Widzę, że mam dużą potrzebę autonomii swojej fizyczności, cielesności. I to, że jest ona moim ograniczeniem. A pani co o tym myśli – gdyby na dobę przyjęła moje ciało, to jak mogłoby to zmienić pani widzenie rzeczywistości? Na ile potrafiłaby pani zachować własną tożsamość?

Nie wiem, czy po powrocie do swojego ciała to nadal byłabym ja. Mamy tendencje do rozdzielnego traktowania ciała i umysłu, a przecież to nie są oddzielne przestrzenie, nie ma dychotomii. Wróćmy do Pańskiego projektu. A co, gdy ktoś odpowiadał, że owszem, zamieniłby się ciałami?
– Wtedy zadawaliśmy kolejne pytania: Czy gdyby taka sytuacja była możliwa, to widziałbyś w tym jakieś korzyści? Czy m...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI