Możesz być z nami, ale na naszych warunkach

Style życia

Gdy wybuchła wojna, ktoś zapytał znajomą nastolatkę, czy boi się wojny. Ona odpowiedziała, że tak. Na co usłyszała: „To się nie bój”. Nastolatka skomentowała już w rozmowie ze mną: „Że też sama na to kur... nie wpadłam”. Wojtek Sawicki, autor bloga Life On Wheelz, osoba z niepełnosprawnością, napisał w swoich mediach społecznościowych, że „(…) czuję się traktowany jak dziecko”. Ktoś mu poradził: „To się nie czuj”. Wojtek skomentował ironicznie: „Dzięki, problem rozwiązany”. Kto z nas nie doświadczył sytuacji, gdy próbował komuś zakomunikować jakąś swoją trudną emocję i w odpowiedzi dostał „dobrą radę”, by tej emocji nie czuł? Na przykład, w odpowiedzi na komunikat: „Martwię się”, usłyszał: „To się nie martw”. Albo dostał inne warianty tego samego mechanizmu w postaci: „Uspokój się. Nie histeryzuj”, ewentualnie pytanie z tezą: „Takimi pierdołami się martwisz?”.

Te przykłady ilustrują jedno z największych absurdów w języku, a może raczej w komunikacji werbalnej. W każdym przypadku mówiący nazywał swoje uczucia: strachu, poczucia upokorzenia, troski. Mógł też nazwać inne trudne emocje: gniew, złość, bezradność, wahanie. Wachlarz emocji, czyli tego, w jaki sposób nasze ciało reaguje na otoczenie, dając nam niezbędne informacje zwrotne o świecie oraz przygotowując grunt pod działania i decyzje, jest całkiem spory. Z jednej strony, jak zauważa amerykański neurobiolog, Eric R. Kandel, emocje są do pewnego stopnia automatyczne. Układy mózgowe, w których przebiegają, działają bez naszej świadomości. Równocześnie doświadczamy uczuć, z których zdajemy sobie sprawę. Ale gdy przyglądniemy się językowi emocji, to okazuje się, że na pewne emocje inni dają nam zgodę, ale jest cała pula takich, które natychmiast są unieważniane. 

POLECAMY

Ostatnio byłam świadkiem sytuacji, gdy...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI