Kochliwość. Czy to coś pomiędzy monogamią a poliamorią?

Psychologia i życie

Większość ludzi dobrze wspomina pierwsze tygodnie stanu zakochania. Opisują uczucie „motyli w brzuchu” czy totalnej ekscytacji. Co na prawdę znaczy „kochliwość”? Czy mamy takie rozpoznanie w psychologii lub seksuologii? Czy możemy to zdiagnozować? Czy jest to zjawisko pozytywne czy wręcz przeciwnie? Jaki jest mechanizm częstego zakochiwania się? Czy jest ono tożsame z poliamorią?

Dlaczego tak często się zakochuję?

Zapewne większość z Was zna „kochliwą osobę”, która lokuje emocje co chwilę w kimś innym. Jest to zwykle silne zakochanie połączone z intensywnymi doznaniami i często namiętnym seksem. Szybko jednak taki związek się kończy i przynosi zainteresowanej osobie sporo cierpienia. Temat może budzić sporo emocji i uruchamiać różne przekonania na temat związków, zacznijmy od omówienia pojęcia normy w seksuologii. Mam wrażenie, że określanie, czy coś jest normalne, czy też nie, jest często wykorzystywane negatywnie, zwłaszcza w celu dewaluowania różnorodności. Jako ludzie różnimy się pod względem płci, wyglądu, tożsamości seksualnej, preferencji… Podobnie jest z podejściem do wchodzenia i budowania relacji. Do diagnozowania zjawisk w seksuologii mamy wytyczne rozpisane w kilku dokumentach, takich jakiś Kodeks karny czy Międzynarodowa Statystyczna Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD. Praca seksuologiczna powinna opierać się właśnie na nich, nie na przekonaniach moralnych czy religijnych. 
Normy prawne, bo od nich należy zacząć, nie wspominają nic o częstym zakochiwaniu się. Nie zezwalają natomiast na poligamię, czyli zawieranie małżeństwa z więcej niż jedną osobą. Kochliwość nie jest również terminem medycznym. Nie znajdziemy takiej diagnozy w klasyfikacji ICD. Według standardów obowiązujących w seksuologii problemem jest zachowanie, preferencja lub stan, który powoduje dyskomfort, przynosi cierpienie lub wyrządza krzywdę, zwykle bez świadomej zgody osób nim dotkniętych. Możemy wyciągnąć z tego wniosek, że częste zakochiwanie się nie musi być określane jako problem, choć oczywiście może nie mieścić się w normach kulturowych, ponieważ nie prowadzi wprost do ustabilizowania i założenia rodziny. Znam osoby, które bardzo często się zakochują, podkreślają wyjątkowość takiego stanu i uwielbiają towarzyszący temu wyrzut dopaminy w organizmie. Nie potrzebują stabilizacji i wejścia na głębszy poziom przywiązania, wręcz nie wyobrażają sobie tego. Do gabinetu jednak częściej zgłasza się inna grupa „kochliwych” osób – ci, którym dany stan rzeczy przeszkadza. Nie potrafią zaangażować się w głębszą relację, a czują, że powinni lub chcieliby tego. Motywacja do zmiany jest kluczowa, więc również praca terapeutyczna ma sens jedynie z tymi, którzy tę motywację w sobie znajdują. Czy kochliwość jest więc sposobem na budowanie relacji? By odpowiedzieć sobie na to pytanie, przyjrzyjmy się głównym modelom związków, jakie zostały do tej pory wyodrębnione. W diagnostyce różnicowej bardzo ważnym elementem jest spójne rozumienie pojęć. Wyobrażam sobie, że są osoby, dla których poliamoria, kochliwość i związki otwarte znaczą mniej więcej to samo. Tymczasem każdy z tych terminów funkcjonuje samodzielnie i opisuje inne zjawisko. Oczywiście mogą się one u niektórych ludzi nakładać, co czyni seksuologię jeszcze bardziej ciekawą. Przyjrzyjmy się temu bliżej.

POLECAMY

Monogamia – czy tak dobrze znana? 

Najpierw jednak monogamia, czyli najbardziej powszechny model relacji – zakłada tworzenie stałego związku z jedną osobą. Takie podejście jest mocno zakorzenione w heteronormatywnym podejściu i okraszone chrześcijańskimi wartościami. Zastanówmy się jednak, jakie trudności napotyka obecnie monogamia. Po pierwsze rozwój technologii i internetu. Aplikacje randkowe, social media, nadmiar informacji powodują, że przyzwyczajamy się do...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI