Jest taki dom... Dom Dusz

Trening psychologiczny

Patrzę na siebie oczami Ignasia. Nie życzyłby sobie, bym się poddała. Hasłem dnia jest więc dla mnie: „Mamo, ogarnij się!”. I choć jest to czasem niezwykle trudne, robię to dla niego. I dla córki. Dom Dusz to mój wektor, taka nitka do kłębka, po której wędruję. Miejsce, gdzie dusza – moja i innych osób po okrutnej stracie – może doświadczyć ukojenia.

W Danowie, tym między Giżyckiem a Orzyszem, nie ma sklepu, kościoła, szkoły ani nawet ruchu na drodze. Jest las, jezioro, cisza i kilka murowanych domów. Wśród nich ten Joanny. Z czerwonej cegły, ze spadzistym dachem, obrośnięty bluszczem. Niedawno nazwała go Domem Dusz.
Zrobiło się o nim głośno kilka miesięcy temu, a dokładnie 22 września 2022 r. To wtedy, po długim namyśle, Joanna puściła w fejsbukowy świat swój pierwszy w życiu post. Napisała w nim między innymi tak: 
„Jestem taka jak Ty. Przeżyłam stratę w najokrutniejszym jej wymiarze. Stratę dziecka, niespodziewaną, straszną, smutną, niewyobrażalną. Minął rok od odejścia mojego Synka Ignasia, minęły raptem trzy lata od nagłej śmierci Marcina, mojego Męża. Oni mieli być zawsze w moim życiu. A zniknęli. Nie ma ich przy mnie fizycznie, nie mogę ich przytulić, ukochać, dotknąć. Ale są. Razem z moją córką czujemy ich obecność. Ich siłę. Idziemy dalej. Ale jak? Dokąd? Tam, gdzie promyk słońca, powiew wiatru, ukojenie duszy. Ci, których straciłam, i ci, których Ty straciłaś – oni wszyscy są. Niezależnie jak i dlaczego odeszli, chcą żeby tu, na ziemi nasz los miał sens i żebyśmy czuli, choć czasem, ciepło w naszej duszy […]”. 
Danowo to jest moje miejsce na ziemi, którym chciałabym się podzielić z osobami, które doświadczyły okrutnej straty. Miejsce, w którym ich Dusza może doświadczyć ukojenia: bez przymusu, w spokoju, we własnym tempie, w moim towarzystwie. W Domu Dusz Danowo nie trzeba niczego tłumaczyć. […] Tak, czekam tu na Ciebie, w cieple kominka i spokoju, bez zadawania pytań. […] Pójdziemy razem na spacer, nad jezioro. Ugotujemy pyszne dania. A jak nie masz siły, to ja ci wszystko ugotuję, ugoszczę i dam ciepło”.
 


– Pomysł dojrzewał we mnie powolutku – mówi Joanna i spogląda przez okno na pogrążający się w mroku ogród. – Cieszę się, że w pierwszym odruchu, zaraz po dramatycznych wydarzeniach, nie sprzedałam domu w Danowie. Bo wpierw pomyślałam, że nie dam rady tu przyjeżdżać, że nie chcę, nie mogę. Ale moja mądra córka, Nela, przemówiła mi do rozsądku: „Mamo, to jest miejsce, z którym mamy same dobre wspomnienia!”. I coś we mnie wtedy drgnęło. 
Posiadłość w Danowie, pozostałość po niemieckim folwarku z dużym, pięknym parkiem Joanna kupiła jeszcze z mężem, dwanaście lat temu. Chcieli mieć swój własny kąt na Mazurach i tam spędzać z dziećmi weekendy i wakacje, a nie włóczyć się po cudzych hotelach czy pensjonatach. 
– Jeszcze tak niedawno miałam wszystko! – szepce Joanna łamiącym się głosem. – Dziś czuję się tak, jakby mnie ktoś z jednego filmu nagle wrzucił do zupełnie innego. I wciąż zadręczam się pytaniem: DLACZEGO? Choć wiem, że nie poznam odpowiedzi. 
Gdy w 2022 r. Nela zdaje maturę i dostaje się na studia...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI