Jak się rozwiązać, by się na nowo związać

Rodzina i związki Wstęp

Żegnamy się ze wspaniałym psychologiem i filozofem - Andrzejem Wiśniewskim. Jesteśmy mu wdzięczni za jego życzliwość i pomoc. Przypominamy Wam jedną z wielu naszych rozmów - niezwykle ubogacających i mądrych.

Andrzej Wiśniewski jest doktorem filozofii i psychoterapeutą, superwizorem treningu grupowego i psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Prowadzi terapię par w Laboratorium Psychoedukacji. Napisał (razem z Katarzyną Grocholą) książki „Związki i rozwiązki miłosne” oraz „Gry i zabawy małżeńskie i pozamałżeńskie”.

Dorota Krzemionka: – W książce „Gry i zabawy małżeńskie i pozamałżeńskie” pisze Pan, że związek ma być na zawsze, choć rozum podpowiada, że może być inaczej. Niestety, jak pokazują statystyki, rozum często się nie myli. Ludzie się rozchodzą. Czy każde małżeństwo można ratować? Kiedy warto podjąć takie próby?
Andrzej Wiśniewski: – Wtedy, kiedy pomiędzy partnerami istnieje jeszcze jakaś więź. Może nawet być między nimi dużo złości, wzajemnych pretensji, bo to często oznacza, że ludzie jeszcze na coś liczą, czegoś chcą i oczekują od siebie, choć ich potrzeby są wzajemnie frustrowane.

– Zdarza się, że gdy jeden z małżonków postanawia odejść, wtedy drugi o niego zabiega i robi wszystko, by go zatrzymać. Tworzy się wtedy, jak Pan to określa „małżeństwo na gumce”...
– W takich związkach szwankuje poczucie wartości. Odejście partnera oznacza zanegowanie mojego poczucia wartości. Dlatego robię wszystko, żeby go zatrzymać. Partner uzyskuje wtedy przewagę, może rządzić. Są związki, które w ten sposób długo się utrzymują, ale rodzą szalenie dużo złości, pretensji.

– Czasem ludziom się wydaje, że rozwód rozwiąże ich problemy. Bo „trudno tak, razem być nam ze sobą, bez siebie nie jest lżej”. Jakie są psychologiczne koszty rozwodu?
– Kiedy ludzie się rozstają, zawsze cierpią. Przeżywają opuszczenie, samotność, utratę nie tylko kogoś ważnego, ale też własnej wartości i tożsamości. Często ludzie walczą o związek, bo chcą udowodnić sobie, że są ważni, skoro potrafią nakłonić partnera, by został. Dopiero po jakimś czasie można im pokazywać, o co tak naprawdę walczyli. I to działa ozdrowieńczo. Okazuje się, że poczucie własnej wartości można budować niezależnie od niszczącego związku.

– Czy reakcje po rozwodzie można porównać do żałoby po śmierci bliskiej osoby?
– To bardzo podobna sytuacja. Kiedy partner nas opuszcza, razem z nim odchodzi bliskość, kontakt, radość bycia z tym człowiekiem. Po śmierci bliskiej osoby wydaje nam się, że świat nie ma sensu. Podobnie jest w parach. Odejście partnera narusza poczucie własnej wartości, rodzi depresję, wymusza na nas pewne refleksje. Może to być czas przemyśleń dotyczących nas, naszych relacji z innymi ludźmi i światem.

– W żałobie można wyróżnić pewne etapy. Czy podobnie jest w doświadczeniu rozwodu?
– Tak. Najpierw pojawia się pytanie: dlaczego właśnie mnie to spotkało? Potem czujemy złość na świat, na partnera, na los, na Boga. Później próbujemy pogodzić się z uczuciami, które są w nas. A na koniec szukamy sensu tego, co się stało, bo: „rozwód wprawdzie boli, ale ma w moim życiu jakiś sens”.

– Żałoba nie powinna trwać wiecznie. A jednak Judith S. Wallerstein i Sandra Blakeslee, autorki książki „Druga szansa” stwierdziły w swoich badaniach, że nawet dziesięć lat po rozwodzie ludzie nie mogli pogodzić się z tym, co się stało.
–...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI