Czy grozi nam instadepresja?

Czy inni naprawdę mają lepiej?

Psychologia i życie

Miliony ludzi na świecie, co dzień wchodzą na Instagram i inne media społecznościowe. Znajdują tam świat pełen dobra, piękna i perfekcjonizmu. Na Instagramie nie widać, jeśli co wieczór płaczesz w poduszkę. 

Trzydziestoletnia Ola miała objawy klasycznej depresji, gdy zadzwoniła do mnie po poradę online po raz pierwszy. Była markotna, przygnębiona; czuła, że jej życie zawodowe i rodzinne jest do niczego, a w przyszłości nie spotka jej już nic godnego uwagi. Miała poczucie, że wszystko, czego doświadcza, jest znacznie gorsze niż to, co spotyka innych ludzi. Ola pracowała w dziale HR dużej firmy. Ze względu na pandemię przeszła na opcję pracy zdalnej. Mimo kryzysu gospodarczego właśnie dostała awans, ale z podwyżką znacznie niższą niż oczekiwała. Uznała to za kolejny dowód, że jest nie dość kompetentna, by ktokolwiek ją naprawdę docenił. Ola miała niestabilną samoocenę i bardzo zaniżone poczucie własnej wartości. Wyznała również, że nie tylko ma wątpliwości co do swoich umiejętności pracowniczych, ale nie cierpi też swojego odbicia w lustrze, ponieważ odkąd urodziła córkę, czuje się nieładna. Kiedy zapytałam ją, jak w takim razie radzi sobie w roli matki, rozpłakała się. „A to już totalna klapa” – stwierdziła. Trudno było mi dociec, skąd w tej inteligentnej, wrażliwej kobiecie wziął się tak potężny tryb krytyka wewnętrznego obecnego na wszystkich płaszczyznach jej funkcjonowania 

Zwykle słysząc takie przekonania z ust klienta, pierwsze tropy kierujemy w stronę domu rodzinnego w poszukiwaniu traumatycznych schematów z dzieciństwa. Surowi rodzice? Wymagający nauczyciele, a może zaciekła rywalizacja z rodzeństwem? Żadne z tych rzeczy. Kobieta odpowiadała przecząco na wszystkie moje pytania – wydawało się, że błądzimy zupełnie po omacku, a ona z sesji na sesję czuła się coraz gorzej. Podczas któregoś spotkania wszystko się jednak „wydało”. 

Klientka zadzwoniła do mnie i od pierwszej minuty zaczęła relacjonować znowu, jak bardzo źle się czuje, jak smutno jest jej dzisiaj. Wyjątkowo narzekała na swój wygląd. „Ta kwarantanna uczyniła ze mnie krowę. Leniwą krowę” – zakomunikowała ze łzami w oczach. Kiedy zauważyłam, że wszystkim nam jest trudno zachować formę w czasach pandemii, ochoczo potrząsnęła głową. „O nie, zobacz tę i tamtą” – zaczęła wymieniać imiona i nazwiska nieznanych mi osób. „One wszystkie wyglądają jak z okładki magazynu, mimo że nie mają doklejonych rzęs, ani wykwintnych fryzur, popatrz sobie. Ćwiczą, ruszają się i wyglądają w tych dresach nawet lepiej niż w sukniach balowych”. Ola zaczęła wymachiwać telefonem, wskazując mi, żebym sama zobaczyła na własne oczy to, na co ona patrzy z taką rozpaczą. Odkąd rozpoczęłyśmy psychoterapię, nie widziałam w niej takiego zaangażowania, więc postanowiłam kontynuować temat, dopytując, kim są osoby, których nazwisk nie znałam. Okazało się, że klientka wymienia imiona i nazwiska influencerów, których obserwuje w social mediach. Głównie były to młode kobiety obserwowane przez tysiące ludzi, które na swoich profilach pokazywały piękne zdjęcia przedstawiające ich twarze i sylwetki w różnych ubraniach na tle pięknych miejsc. Wszystkie bardzo atrakcyjne, chociaż zdjęcia wydawały się dość nierealistyczne. Różowo-fioletowe niebo w tle, turkusowa woda w jeziorze, przeogromne wcięcie w talii – różnego rodzaju modyfikacje rzucały mi się w oczy, o czym szczerze powiedziałam. „Nie, to po prostu korzystne, dobrze zrobione zdjęcia” – odparła mi na to klientka. Moja krytyczna uwaga niewiele ją obeszła, wydawało się, że całkowicie wierzy, że to co ogląda, przedstawia rzeczywistość. 

Syndrom paryski

Przypomniało mi się wtedy zjawisko syndromu paryskiego – czyli rozczarowania, jakie pojawia się, gdy docieramy do baśniowego miejsca, które na żywo nie wygląda tak okazale i tak pięknie jak na fotografiach, co może być dla niektórych przygnębiające i szokujące zarazem. Nazwa syndromu wzięła się od Paryża, który na żywo jest dużo bardziej szary i zaśmiecony niż to widać na pocztówkach, co podobno rozczarowuje setki turystów z Azji. „Pewnie gdybyśmy pojechały w to miejsce, to byśmy zobaczyły, że świat nie jest tak pokolorowany i ludzie nie mają tak gładkiej skóry i świecących oczu, jak na Instagramie” – stwierdziłam łagodnie, spoglądając...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI