Efekt motyla

Tomasz Kozłowski

Pochodzę z Konina i chyba nie przesadzę, gdy powiem, że w moim rodzinnym mieście co prawda było i jest nadal kilka liceów, ale jakoś tak wyszło, że w zasadzie tak naprawdę liczyły się tylko dwa. I tu też bez finezji: I-sze i II-gie. Pomiędzy tymi najprężniejszymi ośrodkami nastoletniej myśli konińskiej trwała w najlepsze niepisana zimna wojna. A za tą rywalizacją maszerował pochód stereotypów. Potęga tradycji vs. powiew nowoczesności. Stary Konin vs. Nowy Konin. Świetni ścisłowcy vs. wszechstronni humaniści. „Mędrca szkiełko i oko” vs. „miej serce i patrzaj w serce”.

Moim czteroletnim przystankiem w drodze na studia było akurat II LO, za mej kadencji bezimienne, od kilkunastu lat im. K.K. Baczyńskiego. W mym przekonaniu – do dziś – najlepsze. Można się nie zgadzać, nie szkodzi, stara miłość nie rdzewieje. W szczególności wiosną, gdy nachodzi mnie wspomnienie matur i gdy coś człowieka gniecie pod mostkiem.

A jesienią, jak dziś, gdy pojawia się tyle około-edukacyjnych świąt i gdy wakacje są już historią, człowiek tym bardziej wraca myślą do szkolnych korytarzy. A jak znajdzie jeszcze chwilę lub dwie, zdarza się, że poduma nad tym, co, kto i kiedy przeorał mu późniejszy – bardziej już dojrzały – światopogląd. Bywa czasami, że zadziała tu efekt motyla: niedostrzegalna zmiana powietrza z biegiem czasu powoduje na drugiej półkuli tajfun. Tak chyba było i w moim przypadku. Za mój efekt motyla, pewnie jeden z wielu, odpowiadała genialna polonistka, mówmy o niej „Profesor Anna”.

(...)

Więcej o Profesor Annie już niebawem w październikowym felietonie w "Dyrektorze Szkoły" :)

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI