Przez lata codziennie byłem w stanie upojenia. Zmieniało się tylko to, po jakie środki sięgałem. Rzeczy, które trzymały mnie przy życiu, powoli się ulatniały. Wiedziałem, że jestem bliski końca. Aż zawarłem umowę ze wszechświatem, czy pozostanę przy życiu, czy nie. Mówiłem sobie – zostanę, ale muszę zostać „po coś”. Nie wiedziałem wtedy, czym to coś będzie. Cokolwiek. Odnajdywałem swoją drogę centymetr po centymetrze, dzień po dniu. Drogę do życia, którego nie mogłem sobie nawet wymarzyć.