Zaraz, potem, jutro
JOSEPH R. FERRARI Mózg i umysł
Odkładając ważne sprawy na później, możemy wiele stracić – od zdrowia, które zaniedbujemy, poprzez ważne wydarzenia, które nas omijają, po niepowtarzalne okazje, które przechodzą nam koło nosa.

Rozmowa jest fragmentem książki "Ja i inni" składającej się z wywiadów z najwybitniejszymi przedstawicielami światowej psychologii. Książka dostępna w naszym e-sklepie w cenie 27, 75 zł. ZAMÓW TERAZ.
AGNIESZKA CHRZANOWSKA: – Znamy osoby, którym trudno domknąć sprawy na czas, wciąż przekraczają terminy, stale się spóźniają – i jak Scarlett O’Hara powtarzają: „Pomyślę o tym wszystkim jutro”. Sami czasem tak robimy...
Joseph R. Ferrari: – Każdemu z nas zdarza się odkładać coś na później, zwlekać z czymś. Niektórzy jednak robią to nieustannie i w różnych dziedzinach życia – w domu, w pracy, w szkole, w związku. Odwlekanie jest ich stylem życia. W przypadku tych osób mówimy o chronicznej prokrastynacji. Dotyka ona co piątą, może nawet co czwartą dorosłą osobę, zarówno kobiety, jak i mężczyzn.
Czy nie jest to zwykłe lenistwo?
– Nie, prokrastynatorzy nie są leniwi. W końcu bardzo się starają, by nie robić tego, co powinni, wkładają w to wiele wysiłku. Trzeba pamiętać, że czekanie i odkładanie czegoś na później nie jest równoznaczne z prokrastynacją. Czasem przecież czekamy, bo gromadzimy informacje, analizujemy problem, rozważamy sytuację – i dlatego potrzebujemy więcej czasu. Z prokrastynacją mamy do czynienia wtedy, gdy osoba celowo coś odkłada, choć powinna zająć się tym już teraz, a przekładanie powoduje niepożądane konsekwencje, koszty.
Na przykład jakie? Co tracą prokrastynatorzy?
– W zasadzie wszystko! Od zdrowia i pieniędzy po ważne wydarzenia i okazje, które ich omijają. Zwlekanie wiąże się z większym poziomem lęku. Badania pokazują też, że prokrastynatorzy bardziej narażeni są na atak serca i udar niż osoby, które nie zwlekają. Prokrastynacja szkodzi zdrowiu!
Skutki są poważniejsze, niż mogłoby się wydawać.
– Tak, dlatego nie możemy tego problemu traktować lekko, jako mało szkodliwego, a nawet zabawnego nawyku. Pamiętajmy, że chroniczne zwlekanie dotyczy niemal co czwartej osoby. To wyższy odsetek niż w przypadku fobii, nadużywania substancji psychoaktywnych, alkoholizmu czy depresji!
Na pewno cierpi też portfel „zwlekaczy”. Wielu Polaków czeka na przykład z zeznaniem podatkowym do ostatniej chwili, choć wszyscy doskonale wiedzą, że za niezłożenie deklaracji w terminie grozi grzywna.
– Ludzie odkładają oszczędzanie na później, źle inwestują lub nie inwestują w ogóle, spóźniają się z płaceniem rachunków. Odbija się to potem na ich finansach.
Jest jeszcze inny koszt prokrastynacji. Moje badania pokazały, że chroniczni „zwlekacze” nie są lubiani. Co ciekawe, nie lubią ich nawet inni prokrastynatorzy!
Nic dziwnego. Nikt nie lubi czekać i wciąż słyszeć: jutro, później, zaraz, potem. Gdy ktoś zwleka, inni zostają wstrzymani – nie są w stanie wykonać swojego zadania, muszą czekać. Czy prokrastynatorzy nie zdają sobie z tego sprawy? Może brakuje im empatii i nie potrafią postawić się na miejscu tych, którzy na nich czekają?
– Nie wydaje mi się, by chodziło o deficyt empatii. Zwlekający myślą o innych, są wrażliwi na ich emocje, ale przede wszystkim martwią się tym, jak sami wypadną, jak zostaną odebrani przez otoczenie. Nie chcą, by ktoś doszedł do wniosku, że brakuje im zdolności, że są w czymś słabi. Zawsze chodzi o nich. To oni czegoś nie chcą robić, to oni mogą źle wypaść, to dla nich zadanie jest zbyt trudne, to oni nie mają czasu. A w życiu nie chodzi o ja, ale o my. Ludzie są ze sobą powiązani, nawzajem zależni od siebie. Jeśli ja z czymś zwlekam, inni będą z mojego powodu spóźnieni.
Zwlekając i wciąż odkładając sprawy na wieczne potem, prokrastynatorzy utrudniają życie nie tylko innym, ale i sobie...
– Prokrastynacja jest strategią samoutrudniania – osoba sabotuje swoje działania, zwlekając i odkładając je na później. W ten sposób sama stwarza sobie przeszkody i obniża szanse, że działanie zakończy się sukcesem – ale chroni swoją samoocenę. Bo przecież jeśli w efekcie zwlekania nie dokończy zadania, nie doprowadzi czegoś do końca, to nie zostanie obarczona odpowiedzialnością za ewentualną porażkę – nikt nie pomyśli, że brakuje jej zdolności, że czegoś nie potrafi. Może zatem mówić wszem i wobec, że jest w czymś świetna, bo i tak nikt nie jest w stanie tego sprawdzić. A jeśli się uda, to może się pochwalić, że dokonała tego w tak krótkim czasie. Samoocena zawsze wygrywa – niezależnie od scenariusza. Podobnie niektórzy nie są w stanie podjąć decyzji. Odkładają ją, wolą, żeby to inni decydowali za nich, bo wtedy nikt nie będzie ich obwiniać, jeśli decyzja okaże się błędna.
Jeśli jednak podjęliby decyzję, nie zwlekając niepotrzebnie, albo ukończyliby zadanie w terminie, wtedy dowiedliby, że naprawdę są w czymś świetni, że potrafią podejmować trafne decyzje.
– Ale istniałoby ryzyko, że następnym razem inni będą więcej od nich oczekiwać.
Kto jest skłonny do prokrastynacji? Czy jakieś cechy sprawiają, że ktoś chętniej zwleka?
– Osoby, których ten problem dotyczy, często mają niską samoocenę, martwią się tym, jak są odbierane przez innych. Cechuje je też niska sumienność, nie można na nich polegać. Natomiast nie różnią się od innych ludzi pod względem inteligencji. Jeśli chodzi o wykonywaną pracę, prokrastynacja częściej dotyka „białe kołnierzyki”, czyli pracowników umysłowych, wyższego szczebla, niż pracowników fizycznych.
A czy kobiety i mężczyźni różnią się pod względem skłonności do zwlekania?
– Badania prowadzone w wielu krajach – USA, Wielkiej Brytanii, Australii, Włoszech, Austrii, Turcji, Izraelu, Arabii Saudyjskiej, Japonii, Hiszpanii, Peru, Wenezueli – pokazały, że nie ma tu znaczących różnic. Zwlekają i mężczyźni, i kobiety, ludzie młodsi i starsi, problem ten występuje w większości kultur.
Niektórzy twierdzą, że najlepiej działają pod presją. Dlatego odkładają wszystko na ostatnią chwilę: w ostatnią noc szykują się do egzaminu, przygotowują raport. Jak mówią, potrzebują adrenaliny, wtedy są skuteczni.
– Wielu osobom tak się wydaje. Moje badania pokazują jednak, że tak nie jest. W sytuacji presji czasu tak naprawdę działamy mniej efektywnie. Popełniamy wtedy więcej błędów i nie doprowadzamy zadania do końca. Sami prokrastynatorzy są przekonani, że wypadają dobrze. Jednak emocje, które im towarzyszą, to nie radosne podniecenie, ale niepokój, że zabraknie im czasu; i jest on skutkiem zwlekania, a nie przyczyną. Twierdzenie, że najlepiej działają pod presją, jest tylko wymówką. Sami sobie wmawiają, że potrzebują tej gorączki ostatniej chwili.
Czy porażki nie skłaniają ich czasem do refleksji: może jednak wcale nie radzę sobie tak świetnie?
– Czekając do ostatniej chwili, nie zawsze ponoszą porażkę, czasem im się udaje. Myślą zatem: No proszę, czekałem do ostatniej chwili i poszło mi świetnie. Potem pamiętają tę właśnie chwilę, nawet jeśli wydarzyło się to dawno temu, a w ostatnich latach ponieśli niejedną porażkę z powodu zwlekania. Tych sytuacji, gdy im się nie udało, nie pamiętają, i dlatego są przekonani, że świetnie sobie radzą pod presją.
Czy nowe technologie mogą pomóc chronicznym „zwlekaczom” lepiej planować i zdążać na czas, czy wręcz przeciwnie – ułatwiają zwlekanie?
– Problemem prokrastynatorów nie jest nieumiejętność zarządzania czasem, jak się powszechnie uważa. Napisano wiele poradników, które mają im pomóc planować kolejne zadania i realizować je. Sięgają po nie, a mimo to wciąż zwlekają. Nowe technologie mogą im pomóc pod warunkiem, że będą ich mądrze używać. Przed laty pewien dziennikarz spytał mnie, co sądzę o funkcji drzemki w budzikach – wynalazek ten obchodził wtedy 50. urodziny. Zasugerował, że to pierwsza technologia umożliwiająca zwlekanie – pozwala odkładać poranne wstanie z łóżka. Ale przecież to samo można by powiedzieć o wielu innych wynalazkach, np. o samochodzie. Dawniej, by kogoś odwiedzić, trzeba było wyprowadzić powóz, zaprząc konie – wymagało to podjęcia odpowiednio wcześnie przygotowań. Teraz wskakujemy do auta i po chwili jesteśmy na miejscu. Podobnie telefon – kiedyś musieliśmy poświęcić czas, by napisać list, a potem zanieść go pocztę. Jeśli miał dotrzeć do adresata w określonym terminie, musieliśmy napisać go odpowiednio wcześnie. Dziś chwytamy za telefon i kontaktujemy się natychmiast z kim chcemy. Technologia zawsze wprowadzała ułatwienia do naszego życia. To nic nowego. Czasem zaś używamy jej jako wymówki. Nie ukrywajmy się za telefonem albo internetem. Bo czy musimy na przykład mieć smartfona zawsze przy sobie? Czy po wyszukaniu informacji w sieci naprawdę musimy wchodzić na kolejną stronę, a potem na kolejną? Używajmy technologii jako narzędzia. Często się skarżymy, że jesteśmy zapracowani i mamy tyle na głowie, a dawniej ludzie mieli więcej czasu. To mit. Przecież mieli go dokładnie tyle samo: 168 godzin w tygodniu, tu nic się nie zmieniło.
Skoro wspomniane warsztaty zarządzania czasem na niewiele się zdają, to jak w takim razie można pomóc osobom, które chronicznie zwlekają?
– Według mnie powinny zwrócić się po pomoc do specjalisty. Muszą zrozumieć, jak prokrastynacja wpływa na ich życie. Są mistrzami wymyślania coraz to nowych wymówek, usprawiedliwiania się. Powinny nauczyć się unikać tego. Pomoże im w tym terapia.
A jak my możemy pomóc – im i sobie? Jak poradzić sobie z ich zwlekaniem?
– Na pewno nie mówmy im „Po prostu zrób to”. To jak mówienie osobie chorej na depresję „Rozchmurz się”. Nie zadziała. Przede wszystkim nie załatwiajmy za nich spraw. Niech doświadczą czasem porażki. Wtedy zrozumieją, że świat nie kręci się wokół nich i poczują potrzebę zmiany. Jeśli na przykład ktoś z naszej najbliższej rodziny jest prokrastynatorem, nie ścielmy za niego łóżka, nie kośmy trawnika, nie zmywajmy naczyń, nie róbmy prania. Pewnego dnia, gdy już nie będzie miał co na siebie włożyć, bo cała garderoba będzie w koszu na pranie, uzmysłowi sobie, że musi wreszcie coś z tym zrobić. Jeśli natomiast będziemy wykonywać za niego obowiązki, nigdy sam nie podejmie odpowiedzialności.
W książce Still Procrastinating? przytacza Pan historię amerykańskiego naukowca, który miał wykłady na niemieckiej uczelni. Ku jego zaskoczeniu zajęcia zaczynały się z 15-minutowym opóźnieniem, chyba że na planie zaznaczono sine tempore. To spóźnienia były normą, a nie punktualność. Takie zasady nie pomogą prokrastynatorom w zmianie nawyków.
– Przeciwnie, jeszcze je wzmocnią. Nie ułatwiajmy zwlekaczom zwlekania. Na szczęście prokrastynacji można się oduczyć. Nie jest to coś, co mamy w genach, nikt nie rodzi się prokrastynatorem. Natomiast już jako dzieci uczymy się zwlekać – unikamy pewnych sytuacji i gdy uchodzi nam to na sucho, robimy to znowu. I w końcu staje się to nawykiem.
A czy Panu zdarza się z czymś zwlekać?
– Przyznaję, że nie lubię kosić trawy, więc bywa, że odkładam to zajęcie o kilka dni. Nie jest to jednak chroniczna prokrastynacja. Lubię, gdy to, co ma być zrobione, jest zrobione.
JOSEPH R. FERRARI
jest profesorem psychologii na DePaul University w Chicago. Jego zainteresowania naukowe dotyczą m.in. samoutrudniania. Jest uznanym badaczem prokrastynacji. Opublikował wiele prac poświęconych temu zagadnieniu, w tym książkę Still Procrastinating? The No-Regrets Guide to Getting It Done.
Redaktor naczelny czasopisma „Journal of Prevention & Intervention in the Community”